przez Scholastyka » 28 kwietnia 2008, o 20:35
ROMANS TO NARZĘDZIE GRZECHU!!!!
Przytaczam fragment francuskiej ksiązki "Światowe damy" [autor J. Debout, wydawnictwo księzy jezuitów z 1938! r.}
Jesli się zasmakuje w takiej lekturze [romanse], to muszę wyznać, że wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu widzę w tym wybaczalne wprawdzie, lecz istotne współdziałanie z trzecim grzechem głównym.
Romansowa małżonka ma bowiem męża, który kiedyś był może wcale sympatyczny, dziś stał sie po prostu bez wyrazu: trochę egoista, troche wymagający, troche przyziemny, trochę zgryźliwy, trochę łakomy, trochę brzuchaty; na ogól niezbyt usposobiony do tego, żeby się zamienić w orła lub walczyć z wiatrakami. Cóż dziwnego, że żona zamarzy o Don Quichocie ze swej lazurowej biblioteczki, który by godnie zastapił Sancho Pansę.
Czy to nie niewierność?
Choćby sobie z tego nie zdawała sprawy, to jednak, nie zaznawszy w małżeństwie oczekiwanej miłości, pełnej uniesień i wzlotów, która jej przyrzekano jako doczesna nagrodę za cnote, będzie rozczarowana. Myśląc o swym - ach, jakże prozaicznym - mężu, skonstatuje z westchnieniem: Po prawdzie zasłużyłam na lepszy los.
Dziewczyna natomiast, karmiona ową cnotliwą lekturą, albo przyozdobi narzeczonego, gdy się kiedyś zjawi, we wszystkie nierealne przymioty bohaterów powieści, a wtedy dozna gwałtownego i gruntowego rozczarowania, albo tez z wyrachowania czy dla posłuszeństwa zgodzi się na pierwszego z brzegu. W obu wypadkach będzie męża zdradzała w mysli, a stąd juz niedaleko do czynu.