Anne Stuart to uznana specjalistka/jeśli nie twórczyni/ podgatunku "Bad Boys" - u nas m.in.Prosto w ogień: główny bohater to mroczny typ o rysie socjopatycznopsychopatycznym. Tylko dla wytrzymałych
Czarny lód (Black Ice) to pierwsza część cyklu (kolejne to Cold As Ice, Blue Ice i za chwilę mająca się pojawić Ice Storm), żeby jednak nie spoilerować za bardzo:
"Chloe, która postanawia zmienić swoje życie, porzuca Amerykę i przenosi się do Paryża. Niezbyt dochodowa i dość spokojna praca w małym wydawnictwie zostawia jej wiele czasu na marzenia o ekscytującej, a może nawet niebezpiecznej przygodzie. Nieoczekiwanie dostaje propozycję tłumaczenia ważnych obrad, i w tym momencie wszystko się zmienia. Nowi ludzie, piękny zamek, wysokie honorarium - to tylko część prawdy, bowiem jej zleceniodawcy okazują się handlarzami bronią. Odkrywając ich sekret, Chloe wydaje na siebie wyrok śmierci. W ucieczce pomaga jej mężczyzna równie intrygujący, co niebezpieczny. Teraz Chloe musi zaufać człowiekowi, który zabija z zimną krwią..." nota wydawnicza
Dla uzupełnienia: pobyt Chloe w zamku to okazja dla przedstawienia paru postaci bynajmniej nie sympatycznych - klimat mocno desadowski, główny bohater to klasyczny "drań bez serca", trup ściele się gęsto, syndrom sztokholmski w pełnym wymiarze, I, co moim zdaniem najfajniejsze, bohaterka zaczyna jako szara mysza (typowa Amerykanka - jej rodzice to szalenie mili ludzie - w Europie
, ale Stuart staje na wysokości zadania i realistyczne przedstawia portret kobiety pozornie przeciętnej postawionej w sytuacji mocno nieprzeciętnej i nie skręca w stronę wykreowania "superwoman"
i to co lubię - dużo autoironii autorskiej, wyczuwalna przyjemność twórczyni czerpana z balansowania schematami
Terroryzm,przemyt broni, szybkie samochody,sekretne organizacje, zimnokrwiści mordercy, perwersyjne zabawy, traumy różne, humor też nawet, a ci "dobrzy" nie strzelają do zwierząt - zabawnie jest. Pamiętajmy jednak, że to nie 007 - akcje napędza analiza emocji głównych bohaterów. I jest to kawał nieźle wykonanej roboty.
Czytając tę książkę przychodziły mi do głowy sceny ze współczesnych filmów japońskich z dziełami Takeshiego Kitano na czele. I nic dziwnego - Stuart jest zagorzałą miłośniczką popkultury japońskiej
:
och, i polecam scenę "przesłuchania".