Postanowiłam podzielić się z Wami moimi skromnymi refleksjami po lekturze najnowszego dzieła Julii Quinn pt.
Co słychać w Londynie. Rzecz jasna, nie zrobię tego z tak wysublimowanym pietyzmem jak Aralk ani z taką energią i werwą jak Kasiek, niemniej buzuje mi z tego powodu w trzewiach i treba popuścić wentyl
Z góry uprzedzam, że - skoro jest to książka nowa - to może mi się wypsnąć ( całkiem nieświadomie
) kilka spojlerów, więc co wrażliwsze na nowości i niespodzianki duszyczki uprasza się o czytanie z zamkniętymi oczami lub wręcz zaniechanie tejże czynności - nie chciałabym stać się przyczyną jakiegoś, nie daj boże, globusa
Musiałam popełnić takowe ostrzeżenie, żeby sumienie mieć czyste
Pora przejsć do konkretów.
Powieść ta jest kontynuacją cyklu Bevelstoke - z osobnikami z tej rodziny zapoznaliśmy się już w nieco gniotowatym
Sekretnym pamiętniku Mirandy Cheever. Dzieło to pominę milczeniem, natomiast mam ochotę porozwodzić się na temat powyższego. Tutaj na główny plan wysuwa się przyjaciółka Mirandy, Olivia Bevelstoke. Poznajemy ją w chwili, kiedy śledzi z okien swego pokoju głownego bohatera, Harry'ego Valentine'a, który zamieszkał w domu obok. Oczywiście, czyni to nieudolnie, czym od razu zwraca uwagę Harry'ego. A nasz bohater to szczwany lis - choć na takiego nie wyglada na pierwszy rzut oka. Jest tłumaczem w Ministerstwie Wojny ( zna rosyjski i francuski ) i ma za zadanie obserwowanie pewnego rosyjskiego księcia, Aleksieja Gomarowskiego, który dziwnym zbiegiem okoliczności zainteresowała się Olivią. A wiadomo- rosyjski, znaczy: podejrzany, zwłaszcza, że jego ojciec sympatyzował z Napoleonem
Nie chcę jednak zdradzać zbyt wiele szczegółów fabuły, która, to trzeba jednak dodać gwoli sprawiedliwości, jest przesycona austenowskim humorem, jakże charakterystycznym dla pióra pani Quinn. Olivia układa w głowie rozmaite epigramaty, które są doskonale wpasowane w fabułę i podsycają jej lekkość. To niewątpliwa zaleta tego tekstu. Cała powieść toczy się w salonach Londynu, miejscami wydaje się niemalże senna. Nie ma tu jakiegoś dramatycznego zwrotu akcji - bo wydarzenia w ambasadzie rosyjskiej, poprzedzające zakończenie, wydawały mi się wpasowane nieco na siłę w fabułę, jakby 'usprawiedliwieniem' wcześniejszych zdarzeń. Zupełnie nie w stylu Julii Quinn. Mam wrażenie, że można było to nieco inaczej rozwiązać, ale skoro tak właśnie autorka zadecydowała, to nie pozostaje mi nic innego, jak się z tym pogodzić.
Jednakże czegoś mi tu brakowało - oczekiwałam, iż wzmiankowany daltonizm Harry'ego będzie miał większe znaczenie. Pudło. Oczekiwałam również, żei w tej książce będzie ( na wzór
Czekając na księcia, którą uważam za jedną z lepszych powieści Quinn ) więcej emocjonalnego smyrania i macania między bohaterami, nie tylko na poziomie wód gruntowych. Trochę tego było mało - albo ja miałam zbyt wygórowane wymagania. Niemniej, czuję duży niedosyt z tego powodu. Między Thomasem a Amelią buzowało i drgało powietrze ( w późniejszej fazie ), tutaj zaledwie kilka razy owionęło. I zakończenie - jak zwykle u Quinn zabawne, pełne wdzięku i urocze, ale - jak się czepiać, to na całego
- jakieś takie okrojone, niepełne. Aż dwa razy sprawdzałam, czy na pewno autorka nie spłodziła jakiegoś epilogu - niestety, tym razem się wypięła na czytelnika
No i gnębi mnie to strasznie i żyć nie daje
Bo to było w stylu
hop siup na krowę i cielę gotowe...
Podsumowując - powieść warta przeczytania, bo bohaterowie są naprawdę dobrze skonstruowani ( a dla mnie to niemalże najważniejszy element dobrej książki ). Wykreowana postać Harry'ego bardzo mnie ujęła - to mój ulubiony typ mężczyzny ( zdecydowanie nie żałośnie śmieszny samiec alfa ), raczej spokojny, absolutnie nie dominujący, posiadający mózg i rozum i umiejący się nim poprawnie posługiwać
. Olivia jak Olivia - przypominam, że mamy do czynienia z romansem historycznym osadzonym na początku XIX wieku, gdzie kobieta stanowiła część wyposażenia domu. Na szczególną uwagę zasługuje na pewno drugoplanowa postać Sebastiana Grey'a, kuzyna Harry'ego. Dobrze, że on będzie głównym bohaterem nowej książki Quinn
Ten Things I Love About You. Zasługuje na osobne potraktowanie
Zresztą, co tu dłużej deliberować - przeczytajcie i same oceńcie