Lilia napisał(a):nie mówimy o tych cieniznach 160 stron, nie warte wzmianki. pogadajmy o tych 260 stron, zwłaszcza cyklach
Oj będę polemizować.
Po pierwsze - nie przepadam za cyklami, jakiejkolwiek autorki, wolę od razu całość w jednej książce. Bez czekania aż wydadzą kolejną część. Poza tym zdarzało mi się nieraz, że pierwsze części cyklu były świetne, a kolejne to już niekoniecznie i psuły mi odbiór całości. Tym bardziej, że bohaterowie w dalszych częściach tracili cechy swego charakteru. Mało która kontynuacja trzyma poziom (tak ogólnie piszę, nie o Norze).
Po drugie - mam w domu dwie krótkie książki Nory (chyba z HQ, obie mają maksymalnie 160 stron) i uważam, że są świetne. Jedne z najlepszych Nory. To "Kwestia wyboru" oraz "Dziś i na zawsze".
Po trzecie (teraz mnie zlinczujecie
) - zupełnie nie rozumiem zachwytu nad In Death. Nie ma tam nic interesującego pomiędzy główną parą - przynajmniej w dalszych częściach, a książki skupiają się na rozwiązywaniu zagadek. Jeśli mam czytać kryminał sf, to zdecydowanie nie Norę. Kryminały to ona średnie pisze. Przyznaję - może powinnam była zacząć In Death od początku, ale wtedy jak czytałam, nie było takiej możliwości. To jest kolejny argument przeciwko seriom - przez przypadek zaczynam czytanie w połowie i potem się wkurzam, że nie mogę dostać wcześniejszych części, a nawet jak je dostanę, to sporo frajdy z czytania umyka, skoro już wiem co będzie dalej.
Po czwarte - Nora straciła w moich oczach dużo ostatnio. Jej nowe powieści są takie, jakby uleciało z nich powietrze. Nie ma tam pasji takiej jak np. w "Uczciwych złudzeniach", czy "Niebo Montany". Już nie czyta się ich z zapartym tchem, jak tych wcześniejszych. Nie wiem, może tylko ja odczuwam ten brak. Dawniej potrafiłam ryczeć kiedy bohaterom Nory działa się krzywda, teraz mało mnie oni obchodzą.
A z innymi autorkami takiego problemu nie mam.
Po piąte - kocham jej stare powieści. Właśnie nabyłam "Willę" za bezcen. Czuję się z tego powodu bardzo szczęśliwa.