Loretty Chase „The Last Hellion” jest właśnie tym, co lubię prawie najbardziej w regencyjnych romansach. Czyli mamy bohaterkę, która nie jest mimozą i nie jest idiotką. Mamy bohatera, który wydaje się być hulaką bez sumienia, ale w gruncie rzeczy ma złote serce. Co mi się podoba bardzo jeśli chodzi o wątek braku serca i sumienia u bohatera to to, że jest to opisane tak, że bohater oszukuje samego siebie i próbuje oszukać bohaterkę, ale czytelnik dobrze wszystko widzi, więc nie ma czegoś takiego, że na ostatnich stronach bohaterka wymienia wszystkie jego dobre uczynki, i wtedy czytelnik wie, że bohater jest dobrym człowiekiem. Od początku są pokazywane te dobre uczynki bohatera, ale mimo wszystko nie traci on swojego uroku hulaki i uwodziciela.
Bohaterka, jak już wspomniałam, jest z tych walecznych kobiet i to prawdziwie walecznych, a nie takich, co im się udaje fartem wprowadzić w życie swoje szalone pomysły i nie stracić przy tym swojego życia. Zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństw, wie jak je minimalizować i robi to, nie podejmuje bezsensownego ryzyka, żeby tylko zrobić bohaterowi na złość, po prostu robi to, co uważa za słuszne i wie, że jest w stanie zrobić.
Romans drugoplanowy słodki według mnie, chociaż mogłoby być trochę więcej wstawek odnośnie tegoż romansu.
Lekkie pióro, wyraziście zarysowane charaktery, sensowna fabuła, innymi słowy książka warta przeczytania.
Dzięki wielkie Agreście za podrzucenie tytułu