doba moze mieć 48h, ale ponadto srednią wieku poproszę 150 [w sile ciała, ducha i umysłu]
dla moni i Madeleinee - obiecałam sie podzielić wrażeniami po przeczytaniu S.Laurenston
<span style="font-weight: bold">The Beast In Him</span>
rodzaj: przynalezność gatunkowa - romans ze zmiennokształtnymi w roli głównej, współczesny [taka lekko alternatywna rzeczywistość, tudzież "rzeczywistość za zasłoną" czyli ludzie nie mają pojęcia, ze wsród nich żyją osoby spędzające dużą część swego zywota na 4 łapach] mocno humorystyczny [90%scen i dialogów]
o czym: TBIH to 2ga część po "The Mane Event - Christmas Pride" opowiadająca o właścicielach firmy ochroniarskiej z NY, kumplach z marynarki: bohaterem 1szej był Mace Llewellyn [tytuł podpowiada do jakiego to "gatunku" zmiennokształnych Mace nalezy
. teraz Bobby Ray Smith czyli Smitty [wilk z watahy TYCH Smithów z Południa] powedruje kolczastą ścieżką prowadzącą ku Prawdziwej Miłości... a co się nacierpi po drodze to nasze i ku naszej rozrywce
w skrócie: w prologu poznajemy Smittiego na chwilę przed zaciągnięciem się do marynarki [kurcze, chyba 19/20 lat miał...] w sytuacji czesto sie powtarzjącej: wyciągania Jessie Ann z klopotów [czyli prześladowania przez watahę młodych "wilczyc" pod przywództwem siostry Bobbiego Raya... Jessie Ann ma 16 lat, jest sierotą, genialnym nerdem/mózgowcem i ma różnokolorowe włosy charakterystyczne dla zmiennokształtnych dzikich psów afrykańskich czyli likaonów... i oto mija lat 16, nasi bohaterowie spotykają sie ponownie na imprezie organizowanej przez rodzinę Jess [teraz już dorosła Jessica Ward] i Smitty przeżywa małe załamanie, bo Jess go prawie nie poznaje i ogólnie nie bardzo pamięta... "jak ona mogła o mnie zapomnieć"... nie ma jak samiec alfa, po którego ego ktoś się mocno przejechał... reszta to historia... prób odbudowy "przyjacielskiej" relacji miedzy nimi [czyt.Smitty jest nieznośny, nachalny, szczwany, bezczelny i ogólnie uroczy]... a w tle mała intryga oraz mnóstwo rodziny i przyjaciół jak w porządnej operze mydlanej
dlaczego Laurenston? bo zawsze lubiłam opowieści o zwierzętach - formuła ezopowo-lafontainowa wiecznie żywa: zabawa z motywem zmiennokształtnych czyli ludzi o cechach/sposobów działania i zachowaniach pewnych zwierząt jest fajnym sposobem na podkreslanie/uwypuklanie znanych nam ludzkich zachowań itp. oraz zapozyczanie cech, które miło byłoby widywac zdecydowanie cześciej wsród ludzi [lojalność, wierność etc.].
wiem, sentymentalno-romantyczno-naiwniackie podejście...
dlaczego Laurenston: bo dobrych parenaście miesięcy temu zaczęłam ją czytać oglądając Zagubionych i przyznaję: jeśli chodzi o uroczych Południowców to w jednym szeregu stawiam Sawyera i bohaterów Laurenston
dlaczego Laurenston: bo ma świetne kobiece bohaterki, nietypowe nawet w ramach gatunku... takie jak one zwykle gdzie indziej wystepują na 2gim lub 3im planie - sa za stare/ostre/cyniczne/agresywne/inteligentne - są po prostu alfa. jeżeli rzucają w głównego bohatera przedmiotami, to prawie zawsze trafiają, mówią czego chcą i dają w pysk bezpardonowo. i są zwykle po nerdowsku inteligentne [fanki tolkiena i gwiezdnych wojen obowiązkowo] naprawde ostro walnięte [bohaterka PACK CHALLENGE jest autentycznie szurnięta i ma psychotyczną osobowość - w TBIH tez ma swoje parę sekund - rewelacja] i morderczo niebezpieczne dla swoich wrogów...
ba, mogłabym pisac jeszcze długo... ale chyba chwilowo wystarczy
w skrócie: polecam szczerze dla amatorów takich klimatów