Autorka: Dorota Berg
Tytuł: "Kudłata"
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2010
HISTORIA ANTYDEPRESYJNA - to możemy przeczytać na okładce książki. Sięgając po nią ,spodziewałam się ciekawej ,rozluźniającej babskiej powieści, mimo iż schemat wydawał się na pierwszy rzut oka oklepany. Kobieta po przejściach próbuje odbudować swoje życie ,znajduje nową miłość, itp. Zazwyczaj taka bohaterka wzbudza w nas sympatię ,kibicujemy jej ,cieszymy się z jej sukcesów.Niestety w tej historii brakuje głębi ,autentyczności, realizmu.Zamiast współczuć, ja głowiłam się nad jej głupotą .Zamiast czytać z przyjemnością ,nie mogłam się doczekać kiedy w końcu tych kartek ubędzie i będę miała spokój.Dziwne prawda ? Ja, weteranka takich powieści miałam dość. Dlaczego ? A dlatego ,że osoba, która wybiera sobie męża na podstawie własnoręcznie stworzonej listy, nie wzbudza mojej sympatii...
A na ten kretyński pomysł wpadła główna bohaterka, Wiktoria ,która po skończeniu 5-letniego związku, postanowiła sporządzić takową listę i znaleźć sobie drugą połówkę ,która będzie przeciwieństwem jej byłego. Co z tego wyniknie ? Wiadomo ,że nic dobrego .Ale jesteśmy świadkami kolejnego zaplanowanego kroku czyli: urodzić dziecko,a potem drugie, żeby "odwrócić uwagę od problemów i jakoś przeczekać kryzys" .Kryzys to za małe słowo - katastrofa byłaby właściwsza. Co mamy później ? Wiktoria wpada w depresję ,zaniedbuję się ,staje się jeszcze bardziej zrzędliwa, aż w końcu nie wytrzymuje i opuszcza męża. Tak szczerze, to dziwię się mu ,że pierwszy nie wpadł na ten pomysł, no bo który mężczyzna chce być traktowany jako "narzędzie do zaspokajania moich i mojego dziecka potrzeb".Tak więc z roli żony Wiktoria musi przekształcić się w żywicielkę rodziny. Na szczęście może liczyć na pomoc rodziców i przyjaciółek ze studiów ,które spieszą jej na ratunek.Z pomocą najbliższych staje na nogi ,realizuje się zawodowo i znajduje w końcu TEGO mężczyznę.
Tak to w skrócie wygląda. Trudno mi zrozumieć główną bohaterkę. Wszystko - czego doświadczyła - wynikło z jej błędnie podjętej decyzji. Czy kiedy postanowiła wyjść za mąż, była pijana ? Nie ? Może coś wąchała ? Też nie ? Cierpiała na niedowład umysłowy ? Pudło !
W cały ten związek weszła trzeźwo i na zimno... i pasuje tu przysłowie : jak sobie pościelisz ...
Tak to odbieram i niestety trudno mi doszukać się czegoś pozytywnego w tej książce. Co nie znaczy ,że nie przeczytam kolejnych pozycji autorki ( jeśli się ukażą), bo do stylu nie mam zastrzeżeń ,ale do treści owszem.