Ja rozumiem jaki ma być wydźwięk medialny, że chodzi tu o zwrócenie uwagi na problem, o wyrażenie opinii społeczeństwa. Jednak w założeniu celem autorów petycji jest, po zebraniu podpisów, przedstawienie jej odpowiedniemu podmiotowi do rozpatrzenia. Tutaj wyraźnie zaznaczone jest, że autorzy chcą aby czyn będący przedmiotem sprawy uznany został za szczególnie okrutny i aby pociągało to za sobą orzeczenia najwyższej kary (niestety chwilowo nie przytoczę zdania, ponieważ strona nie działa
). Biorąc pod uwagę do kogo jest ta petycja wystosowana nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby sąd po jej przeczytaniu odpowiedział zgoda, przychylimy się do prośby zawartej w petycji... Przecież bez względu na to czy przepisy wykluczają czy nie, możliwość wystosowania petycji do sądu, będzie ona odrzucona. Wchodzi tu też w grę kwestia tego do kogo ona jest skierowana konkretnie. Przecież nawet jeżeli prezes sądu prowadzającego ta sprawę nie może pójść do sędziego nierozpatrującego konkretna sprawę i mu powiedzieć, jest petycja w tej sprawie, jej autorzy mają racje, wydaj wyrok taki a nie inny. Przecież to jest absurdalna sytuacja.
No chyba, że akurat tutaj nie mamy do czynienia z petycją, która nie ma być złożona do sądu, a tylko z akcją, która ma zwrócić uwagę na problem. W takim razie można to zrobić w inny sposób...
Zresztą cały czas powtarzam to jest moje zdanie, nikt nie musi się z tym zgadzać. Nie podoba mi się wydźwięk tego... I mimo, że nie mogę patrzeć na krzywdę zwierząt i najchętniej sprawców takich czynów bym potraktowała tak samo, to nie mogę z czystym sumieniem poprzeć tej akcji. Gdyby może to była prośba dotycząca w ogóle zaostrzenia kar za znęcanie się nad zwierzętami albo wręcz inicjatywa obywatelska w zmianie przepisów była bym pierwszą osoba, która by się podpisała pod czymś takim. Ale domaganie się rozstrzygnięcia w taki a nie inny sposób konkretnej sprawy kłóci się trochę z moim światopoglądem, no chyba że jest się stroną w sprawie
(co oczywiście nie świadczy, że uważam sądy za nie omylne i zawsze sprawiedliwe.
A tak jeszcze nawiązując do tych petycji międzynarodowych, bo naszła mnie pewna myśl(od razy podkreślam, że jest to tylko i wyłącznie moja refleksja
). Wydaje mi się, że rozpatrywanie ich pod względem ingerencji w suwerenność, zależy przede wszystkim od umów międzynarodowych, których dane państwo jest stroną. Oraz od systemu prawnego danego państwa. Tak dla przykładu, np. gdyby u nas były łamane prawa człowieka, a nasza Konstytucja by tej sprawy nie regulowała, to biorąc pod uwagę, że jesteśmy strona umów międzynarodowych, zapewniających ochronę praw człowieka, takie petycje nie były by ingerencją w suwerenność, bo mamy obowiązek ich przestrzegać. Gdybyśmy natomiast nie byli strona takich umów, to wszystko by zależało od prawa krajowego.
Jednak podkreślam, że chodzi mi tu o sytuacji kiedy mamy obowiązek czegoś przestrzegać, a tego nie robimy i te petycje dotyczą ogólnie przestrzegania praw człowieka. A nie konkretnych sytuacji...