Skończyłam. Mocne cztery.
I tyle. Głównie za omówienie sytuacji polityczno-społecznej, super bohaterkę i historię dobrą choć niestety jak niewielka ilość masła rozsmarowaną starannie po dwóch tysiącach stron.
Lepszy dziennikarzem był niż pisarzem. To widać, szkoda może ... hm .. może dorósłby pisarsko na tyle, żeby nie robić w kolejnych tomach wtrętów o zakupach w Ikei, czy amerykańskich chirurgach którzy prawie nic nie wnoszą do akcji. A również o tym co, kto i w jakich ilościach jadł na śniadanie bo mi zapachniało Meyer.
Podobało mi się zakończenie, ot takie sobie, po prostu. Zwolennikom wianka z kwiatów pomarańczy mówię NIE!
Ogólnie rzecz biorąc warto.
ps. I co w końcu runęło?