przez Scholastyka » 28 kwietnia 2008, o 20:15
<span style="font-size: 18px; line-height: normal">dla zachęty - opis mamusi</span>
W przyległym pokoju zaszeleściały jedwabie i lekkie kroki; do sali jadalnej wbiegła kobieta czterdziestoletnia, miłej bardzo i prawie pięknej powierzchowności, brunetka, zlekka siwiejąca, w czarnym stroju, odznaczającym się wielką kosztownością i zarazem niesłychaną prostotą. Materya i koronki pochodziły wprost z Lyonu i Bruxelli. Kamea, spinająca suknią u szyi, przyozdobić-by mogła jakieś muzeum osobliwości; niemniej wszystko to było ciemne, surowe, prawie zakonne. Wyraz twarzy jej ożywiony był i pociągający uwydatniającą się w nim słodyczą.
<span style="font-size: 18px; line-height: normal">opis córki</span>
Nadzwyczajną szczupłością kibici i przezroczystą, bladością cery przypominająca extrauduchownione postacie szkoły malarskiej z pierwszych czasów chrześcijaństwa, z ciężkim ciemnym warkoczem, niedbale rozplatającym się z tyłu głowy, otulona barwistym szalem indyjskim, tak bardzo, że aż w nim całą dolną część twarzy chowała, smutna, znudzona, zziębła, szła w kierunku starego zegara i z połowy drogi ku stołowi pośrodku sali stojącemu wracała, wspierała się na chwilę o rzeźbioną poręcz krzesła i znowu dążyć zaczynała ku oknu, na które zaledwie spojrzawszy, przenosiła wzrok na malowania sufitu i postępowała ku drzwiom, od których znowu wracała do zegara.
<span style="font-size: 18px; line-height: normal">Jej ukochany</span>
Pięknym był. Wysoki, kształtny, silny, włosy i brodę miał złocisto-rude, czoło białe, usta cienkie, purpurowe, i wielkie oczy, z szafirową, ognistą źrenicą. Wiek jego trudno było-by ściśle określić. Blask oczu, szkarłat ust i kształty ciała świadczyły, że był bardzo młodym; ale wyraz, okrywający piękną tę twarz, nadawał jej pozór zmęczenia i przedwczesnego postarzenia. Czoło jego, pomimo białości, wydawało się zmięte i zwiędłe; usta, zarysem zdradzające naturę wraźliwą, układały się w linią pełną zniechęcenia i powściąganej goryczy; na dnie źrenic, leniwie i ze znudzeniem patrzących przed siebie, paliły się namiętne żądze, czy marzenia
<span style="font-size: 18px; line-height: normal">pan szambelan</span>
Obok gospodyni domu, która ożywione bardzo opowiadanie, na widok wchodzącej córki, w połowie wyrazu przerwała, powstał zwolna wysoki, niemłody, pięknej i wyniosłej postawy mężczyzna. Pośród czarnego ubrania jego, u piersi, migotało kilka kolorowych wstążeczek, szkła ujęte w zaledwie widzialną złotą oprawę okrywały oczy, drobnemi zmarszczkami otoczone. Drobne zmarszczki osypywały też czoło jego, niewysokie, ale pięknie zarysowane, i policzki, wolne od wszelkiego zarostu, czyniąc na pierwszy rzut oka twarz tę zestarzałą i zwiędłą. Odmładzały ją jednak po przyjrzeniu się, siwiejące wprawdzie, lecz gęste, a tu i owdzie czarne jeszcze włosy, białość zębów, ukazujących się we wpółuśmiechu, i zimny, lecz żywy blask siwych, przenikliwie z za szkieł patrzących źrenic.
<span style="font-size: 7px; line-height: normal"></span><span style="font-size: 7px; line-height: normal"></span><span style="font-size: 7px; line-height: normal"></span>