przeczytałam do końca,nie sprawiało mi to jakiejs specjalnej przyjemności ,ale jednak.
Co do zakończenia:Gillian oczywiście wraca do NJ,znajduje niezłą pracę i fajnego faceta,traktuje go jednak tylko jako zastępcę Chrisa(takiego faceta na przeczekanie).Gdy Chris w końcu ją odwiedza od razu się do niej wprowadza a ta sypia na przemian raz z Chrisem,drugi raz z Gordonem,.W końcu Chris na odczepnego proponuje małżeństwo,a Gillian znowu rzuca wszystko,by sprowadzić się do San Francisco.Tak się miota,niepewna swoich uczuć ,nie jest przekonana czy dobrze jej będzie z Chrisem czy może powinna wrócić do Gordona.Dopiero śmierć Chrisa(wiadomo,ze bez tego nie mogłoby się obejść) i poronienie uwalniają ją niejako od nieudanego związku.Oczywiście Gillian przez dłuższy czas czepia się wspomnień,próbuje nie dopuścić do świadomości tego co się stało i żyje tak jakby Chris wyjechał na trochę.Otrząsa się dopiero po jakimś czasie.I co wtedy robi?Wraca do Gordona.
Chyba najbardziej w książkach denerwują mnie takie właśnie kobiecinki,niepewne siebie,czepiające się facetów,jakby nie mogły funkcjonować same.Nie całkiem kobiety-bluszcze,ale bardzo tego bliskie