przez Berenika » 10 października 2010, o 01:12
Już mamy. Co prawda pierwszy post wymaga jeszcze paru poprawek, ale refleksje pod nim snuć już można.
Ja do podobnej refleksji doszłam po lekturze "Założyciela rodu" Palmer, w którym to dziele młoda dama, którą przygotowano jedynie do wysiłku parzenia herbaty w towarzystwie, w ciągu kilku tygodni uczy się szyć, prowadzić interesy, piec, gotować, jeździć konno, strzelać, prać i co tam jeszcze, a to wszystko ze śpiewem na ustach i mieszkając w jednej chacie z rodziną Meksykanów i z rodziną byłych niewolników. A gdy zostaje sama z kobietami i tylko jednym mężczyzną na ranczu, bez lęku wychodzi postraszyć strzelbą dwóch groźnych Komanczów, po czym przyjmuje ich do pracy i dalej pobiera od nich nauki wyplatania skór, robienia toreb itp. Poza tym jest zdrowa, młoda, bez kompleksów, nie boi się seksu, żadnych problemów w tej dziedzinie natury technicznej też nie ma. Jedyny problem mocniej wyeksponowany to pewna skłonność do wpadania do kałuż. Normalnie jak nie bohaterka Palmer. Pomyśleć, że już jakieś 100 lat później to w tym Teksasie same jakieś niewydarzone lelije się trafiają.