Obiecałam, że się wypowiem, to się wypowiadam
Skończyłam <span style="font-style: italic"><span style="font-weight: bold">Wyrachowane zaloty</span></span> tejże autorki i mam nieco mieszane uczucia. Bo początek - fatalny. Ona - upiorna zubożała dziedziczka - dziewiczka, przekonana o własnej nieomylności i ze starannie pielęgnowanym poczuciem wyższości i on - bohater bitew z Napoleonem ( a jakże
), syn szewca z aspiracjami do Izby Gmin. Pragnę zaznaczyć tutaj, że lubię bohaterki obdarzone <span style="font-style: italic">pazurem</span>, stanowcze, z ciągotami emancypacyjnymi, jednakowoż Rosalyn, głowna bohaterka, to, nie przymierzając, głupia kretynka z uporem godnym osła. Ale przebrnęłam, z czego jestem niezmiernie dumna.
Co mi się bardzo podobało? To niesztampowy główny bohater. Po wszystkich eleganckich lordach i książątkach bez skazy, tu mamy kreację zgoła odmienną - piekielnie ambitny syn szewca, który marzy o zaistnieniu w Izbie Gmin. Zdaje on sobie sprawę, że by dostac się do Izby Gmin, musi mieć poparcie arystokraty. Usiłuje się wkupić w łaski lokalnego <span style="font-style: italic">szychy</span> - tu muszę nadmienić, że kreacja drugoplanowej postaci lorda Loftusa jest znakomita. Podobał mi się ten zblazowany, będący pod pantoflem małżonki, niefortunny miłośnik polowań.
Doceniam również, że autorka, pomimo oczywistego HEA, nie stworzyła dalszych losów bohatera na różową modłę. Ma on wady, i to wady podkreślone, i które WÓWCZAS przeszkodziły mu w zrobieniu kariery politycznej. No i doceniam bohatera również za stosunek do zwierząt
Co mi się mniej podobało? Nagły wybuch uczucia Rosalyn do swego świeżo poślubionego męża, zaraz po nocy poślubnej. To nie ten typ bohaterki, z którym należałoby łączyć tak płytkie w gruncie rzeczy uczucie. A może jednak ten typ, ale miałam wrażenie, że autorka próbuje co innego jednak pokazać
Podsumowując te chaotyczne wypociny - warto przeczytać, choćby właśnie dla niesztampowego głównego bohatera. To doprawdy ożywczy powiew po wszelakiej maści książątkach