Teraz jest 23 listopada 2024, o 02:27

Mary Jo Putney

Avatar użytkownika
 
Posty: 28668
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 11 września 2010, o 20:57

kogo nie lubi? Obrazek

ps.tak, tytuł zabija Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 11 września 2010, o 20:58

Meggie, vel Margot Obrazek



Bartered bride ....



Obrazek Śmietana Obrazek

 
Posty: 31644
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16

Post przez aralk » 11 września 2010, o 20:59

a to cieszę się niezmiernie Obrazek



Wilding z <span style="font-style: italic">Rzeki ognia</span> Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 11 września 2010, o 21:00

aaa Kenneth Obrazek rozumię Obrazek



ale czemu? Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 28668
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 11 września 2010, o 21:56

Margot? Obrazek cóż... Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 11 września 2010, o 21:57

a bo to Zła Kobieta była Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 479
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:20
Lokalizacja: Gorzów

Post przez Ursa » 12 września 2010, o 12:37

Ja tam najbardziej lubię Luciena (nie wiem czemu), Michaela (bo pamiętam, że płakałam czytając "okruchy tęczy") i Kennetha (za nerwy przy farbach, jak mu nic nie wychodziło).



Margot jakos tak mnie irytowała a już Robin to strasznie. I taka scena była jak Rafe wpada na sweet scenkę Nicolasa z żoną.... bleeh, Jego myśli, że gdyby tamci sie całowali to odszedł z domyślnym uśmiechem ale oni... o zgrozo... patrzyli sobie w oczy.

Avatar użytkownika
 
Posty: 11157
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Nibylandia
Ulubiona autorka/autor: nie posiadam

Post przez Agaton » 12 września 2010, o 14:14

No, na razie to ja najbardziej lubię Luciena, jak Ursa. Może za to, że on się głupio nie zachowywał Obrazek

A o tym, że ta pasierbica jest z innego cyklu to nie wiedziałam i sama bym na to nie wpadła Obrazek W bibliotece była, ale nie brałam do tej pory, bo ja ciągle wyznaję politykę rozdzielania książek danej autorki.

Teraz nawet sobie kupiłam ten tytuł na wyprzedaży :)

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 12 września 2010, o 14:48

skandal Obrazek



ja nie mam ulubieńca u Putney ...doceniam całokształty Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 5074
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:18
Lokalizacja: Tu wiatr zawraca:)

Post przez asiunia31 » 12 września 2010, o 17:37

A ja mam słabość do Rafe 'a z <span style="font-style: italic">Płatków na wietrze</span> ( no i energiczna Margot, mmmm Obrazek ) oraz Stephena z <span style="font-style: italic">Uciec z doliny cienia</span>. Nie wspominam tu po raz enty o <span style="font-style: italic">wczorajszym</span> Reginaldzie, bo to jest oczywiste Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 12 września 2010, o 20:08

a tez zauważ powstrzymałam się gdyż uznałam że to jednak całość, Reggie, dziewoja ... i HEA z twistem acz bez szmaragdowych trawników i dzieci Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 11157
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Nibylandia
Ulubiona autorka/autor: nie posiadam

Post przez Agaton » 12 września 2010, o 23:58

Wracam do niedawno przeczytanych "Gromów i róż".

Książka składała się z trzech elementów, które autorka zgrabnie ze sobą połączyła. Każdy element zawierał w sobie te same postaci (Albo prawie te same.), ale w różnych konfiguracjach. Składowe zazębiały się ze sobą, choć mogły stanowić samodzielne całości. Na krótko, ale zawsze jednak.

Zacznę od romansu. Historia niczym się nie wyróżnia, bo w końcu ileż to już razy miało się do czynienia z porządną starą panną, która mimo urody i wdzięku, nadal jest sama i bogatym hultajem, który ma wszystko gdzieś. Panna, a na imię jej Clare, idzie po pomoc do bohatera, noszącego imię Nicholas , a ten jest niepoprawnym hulaką, uwodzicielem i skandalistą. Plotki jakie o nim krążą sprawiają, że wszystkim włosy stają dęba (Ciekawe czy tylko włosy :rotfl: ). Układ jasny jak słońce. On ma pomóc ludziom z wioski w zamian za jej cnotę. Ale... Nie ma nic prostego na świecie, wbrew pozorom. Mężczyzna woli jej reputację. Nie chce, by dziewczyna mogła nazywać się męczennicą, która poświęciła się na rzecz innych. Nie... Postanawia ją uwieść. I daje sobie i jej na to trzy miesiące. Pragnie udowodnić, że pewne przysługi są warte więcej niż można zapłacić. Zaczyna się gra, w której tylko jedno ma być górą. Z góry wiadomo kto wygra, choć w rezultacie wygrywają oboje. Bo oprócz pożądania jest też przyjaźń i w końcu miłość. Jeśli ktoś spodziewa się czegoś innego, to źle szuka :roll: Lubię takie historie i składa się na to kilka przyczyn. Nicholas i Clare prawie ciągle przebywają razem, a jeśli nawet nie, to nie ma całego tłumu ludzi, którzy pałętaliby się pod nogami. Oczywiście akcja rozgrywa się w dużej mierze we wiejskiej rezydencji, chociaż mamy też Londyn. Szczęśliwie dla mnie, mało tego mglistego, ponurego miasta. Jak również mało jest bali, uroczystości i rozprawiania o kreacjach oraz tańcach. O radości! Za pozytyw uważam to, że bohaterka jest traktowana jak partnerka, nie jak podwładna. W sumie pensji nie otrzymuje, zaś ich umowa ma pewne zasady, które pozwalają jej na konkretne zachowania. Nie tyle jest krnąbrną pracownicą, co nietypową towarzyszką. Gorzej jeśli idzie o powody z jakich nie daje się uwieść. Jakieś rozsądne powody mogłaby podać. Całe mnóstwo przecież da się wymyślić, ale nie, ona będzie prawić o Bogu, wierze i takich tam. Na dodatek sama przed sobą się przyznaje, że cała ta pobożność nie jest taka prawdziwa, jak by się wydawało, a bardziej wynika z tego kim był jej ojciec. Troszkę głupio się coś takiego czytało, mimo wszystko. Za dużo tego dobrego, czyli tych cnót ;) Ogółem było tak, jak powinno być. Niczego za dużo, niczego za mało. Równowaga w miarę utrzymana.

Druga część to kopalnia. Sam jej obraz z początków XIX wieku. Problemy jej działania, niebezpieczeństwo pracy. Interesujące było móc przeczytać coś na ten temat. Dla mnie, jako osoby mieszkającej na Śląsku, widok szybu kopalnianego nie jest niczym nowym. Jest to coś naturalnego, znanego. Miło jest zapoznać się z tym zagadnieniem z punktu historycznego. Cóż z tego, że to inny kraj, a wątek jest dodatkiem. Zawsze chętnie dowiaduję się nowych rzeczy, nawet z romansu.

Ostatni element to tajemnica. O właśnie. Zagadka w pewnym momencie tak mnie zainteresowała, że gotowa byłabym pominąć cały romans, nie doczytawszy jak to się stało, iż w końcu HEA nastąpiło. Po prostu ciekawa byłam co mogło być tak strasznego, że przyjaciel był gotów zabić przyjaciela. Na dodatek z takim obłędem i cierpieniem w oczach. Chodziło mi po głowie rozwiązanie, ale tylko połowiczne, bo czytałam jedną z kolejnych części. Całość była właściwie prosta, jednak nieprzyjemna wielce. Od razu zaczęłam sobie przypominać wszystkie inne tytuły, które zawierały w sobie tak zakręcone wyjaśnienia. Parę ich się znalazło, chociaż tutaj wyłoniła się szczególna perfidia osób zamieszanych.

Podsumowując, lubię Putney bardzo. Nawet gdy zdarzają się jej wpadki. Potrafi pisać. Nawet całkiem niegłupio, a pokusiłbym się o stwierdzenie, że mądrze. Już samo spojrzenie na notkę na końcu książki Od autorki podnosi mnie na duchu. Zawsze coś nowego można tam znaleźć. Napisała o stołach bilardowych i kijach. O kopalni też. Poruszyła też w powieści kwestię Cyganów, choć nie wiem czy było to prawdziwe, bo nic nie było napisane na ten temat w notce :(

Przeczytałam tę pozycję jako drugą, po historii owego przyjaciela gotowego do morderstwa. I cieszę się z tego. Teoretycznie nie powinno tak być, bo to nie po kolei, ale ja często zaczynam nie tak, jak trzeba :P Zresztą, mogłam lepiej zrozumieć cierpiącego, bo inaczej mogłoby mi być ciężko.

Chyba tyle, chyba ;)

Avatar użytkownika
 
Posty: 479
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:20
Lokalizacja: Gorzów

Post przez Ursa » 13 września 2010, o 00:14

Ja również bardzo to lubię. Od razu nabiera rzeczywistych barw taka opowieść. Podobne notki umieszcza Gaelen Foley, za co również ogromnie ją cenię.



Agaton ale super recenzja, gdybym tej pozycji nie czytała to na pewno bym po nią sięgnęła. A może sięgnę? Może jak <span style="font-style: italic">Whitney[...]</span> nabierze kolorków po głębszym poznaniu?

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 13 września 2010, o 00:15

daj szansę? Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 479
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:20
Lokalizacja: Gorzów

Post przez Ursa » 13 września 2010, o 00:18

Tak, tak przygarnij kropka. Obrazek



Nabrałam ochoty na upadłych aniołów. Ale Robina sobie odpuszczęObrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 13 września 2010, o 00:19

dlaczemu? Obrazek

 
Posty: 31644
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16

Post przez aralk » 13 września 2010, o 00:21

Robina to w pierwszej kolejności Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 21223
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15

Post przez Agrest » 13 września 2010, o 00:24

A mnie się chyba podobało (chyba, bo to dawno było... dawno w mojej chronologii romansoholicznej), że Clare się zastanawiała nad kwestią wiary i że to był dla niej jakiś problem, bo mnie strasznie irytuje, jak autorka daje bohaterom jakieś specyficzne tło, po czym ignoruje jego wpływ na ich charaktery Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 479
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:20
Lokalizacja: Gorzów

Post przez Ursa » 13 września 2010, o 00:24

Nie. Nigdy w życiu więcej.

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 13 września 2010, o 00:26

za co? Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 479
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:20
Lokalizacja: Gorzów

Post przez Ursa » 13 września 2010, o 00:32

. Pytaj mnie a ja ciebie. Irytował mnie okropniaście... Sierota boska.

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 13 września 2010, o 00:33

pytam bo za cholerę nie mogę go przypomnieć Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 479
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:20
Lokalizacja: Gorzów

Post przez Ursa » 13 września 2010, o 00:38

To dziękuj Bogu. Ja jakoś nie moge tego koszmaru wyprzec z pamięci...



I jakże ubolewam z tego tytułu. Ona indianka, on były kochanek Margot, który nie przynazawał sie do swego szlacheckiego pochodzenia. A tak w ogóle to ona (za chiny ludowe nie mogę sobie przypomniec jej imienia) napenęła na niego w lecie. Wierzę, że los jest ślepy ale aż tak. Wielki las i akurat ona (uciekając) nadepnęła jego, który położył sie na ściółce.



No bomba!





No i jak mogłabym zapomniec to, że ją odprowadzał na piechotę do Londynu.

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 13 września 2010, o 00:44

a to dlatego wyparłam Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 28668
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 13 września 2010, o 00:47

Mi się opowieść o Robinie podobała Obrazek

I w sumie GiR też, chociaż akurat miałam awersję wówczas do eksploatowania tematu cyganskiego w romansach historycznych Obrazek



Agaton - ładniutki tekst, do recenzji zapodaj Obrazek

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do P - Q

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości