przez asiunia31 » 8 września 2010, o 00:38
Ale są i tragiczne powojenne losy Janka Rodowicza - Anody - zresztą, nie tylko jego... O tym też należy wspomnieć. Jeśli już o tym mówimy, to zaraz mam skojarzenie z wierszem Szymborskiej <span style="font-style: italic">W biały dzień</span>:
<span style="font-style: italic">Do pensjonatu w górach jeździłby,
na obiad do jadalni schodziłby,
na cztery świerki z gałęzi na gałąź
nie otrząsając z nich świeżego śniegu
zza stolika pod oknem patrzyłby.
Z bródką przyciętą w szpic,
łysawy, siwiejący, w okularach
o pogrubiałych i znużonych rysach twarzy,
z brodawką na policzku i fałdzistym czołem,
jakby anielski marmur oblepiła ludzka glina -
a kiedy to się stało, sam nie wiedziałby,
bo przecież nie gwałtownie, ale pomalutku
zwyżkuje cena za to, że się nie umarło wcześniej
i również on tę cenę płaciłby.
O chrząstce ucha ledwie draśniętej pociskiem
- gdy głowa uchyliła się w ostatniej chwili -
"cholerne miałem szczęście" mawiałby.
Czekając aż podadzą rosół z makaronem
dziennik z bieżącą datą czytałby,
wielkie tytuły, ogłoszenia drobne,
albo bębnił palcami po białym obrusie,
a miałby już od dawna używane dłonie
o spierzchłej skórze i wypukłych żyłach.
Czasami ktoś od progu wołałby:
"panie Baczyński, telefon do pana"
i nic dziwnego w tym nie byłoby,
że to on i że wstaje obciągając sweter
i bez pośpiechu rusza w stronę drzwi.
Rozmów na widok ten nie przerywanoby,
w pół gestu i w pół tchu nie zastyganoby,
i bo zwykłe to zdarzenie, a szkoda, a szkoda,
jako zwykłe zdarzenie traktowanoby.</span>
Bo dla mnie cały ten żal za pokoleniem Kolumbów jest właśnie w tym wierszu zawarty...