Przeczytałam <span style="font-style: italic">Posłanie z róż</span> i muszę przyznać pinks rację - tu Nora nie miała wyczucia, jeśli chodzi o robienie awantury przez bohaterkę.
Jack wraca do domu po koszmarnym dniu, z bólem głowy i zastaje Emmę, która robi kolację. Nim się zdążył zorientować, robi mu awanturę o to, że nie dał jej kluczy do swojego mieszkania i musiała je wyciągnąć od jego sekretarki, że jej nie kocha, nie wyobraża sobie z nią życia: dzieci, domu.
Facet nie może się skupić, prosi ją o chwilę ciszy, by móc skupić myśli, a ona na to, że teraz ma ochotę na rozmowę, ale nie pozwala mu się odezwać, po czym wybiega z domu i każe się do siebie nie zbliżać.
To było takie żenujące
W końcu ona przyznaje, że zachowała się nie fair, powinna mu była pozwolić dojść do słowa i tak nie krzyczeć, wiedząc, że rozsadza mu czaszkę, ale to było płytkie, jakby mówiła formułkę i zapomnijmy. Nawet się porządnie nie pokajała. Cała sprawa z przeprosinami spadły na Jacka, on musiał się kajać, przepraszać, naprawiać, a ona musiała powiedzieć TAK.
Końcówka schrzaniona.