No i mamy mistrza świata - <span style="font-style: italic">wymęconego</span>, wręcz przeczołganego, ale mistrza. Od razu miałam skojarzenie z Euro 2004 i zwycięstwem Grecji. Tyle, że teraz Hiszpanie zrobili to samo w o wiele gorszym i paskudnym stylu. <span style="font-style: italic">Noblesse oblige</span> - więc i styl, w jakim zdobywa się mistrzostwo świata, w przypadku tak dobrze wycenianych gwiazd, powinien budzić uznanie. A budził co najwyżej niesmak. Dobrze, że nie zawiódł Casillas ( chociaż ten turniej nie był jego dobrym turniejem ), Villa, Navas i Puyol. Reszta - grubo poniżej przeciętnej...
Sam mecz - dramatyczny. Sędzia Webb ewidentnie nie nadaje się do tej roboty - odgwizdywał czasami tak śmieszne faule, kompletnie nie dawał grać. No i ubrdał sobie, że skoro Holendrzy grają ostrzej, to ich faule będzie tylko odgwizdywał. Iniesta powinien wylecieć ze dwa razy z boiska ( jakby to było możliwe ) za symulowanie wszelakich fauli i wymuszanie rzutów wolnych. I - sprawa karygodna - sędzia nie zauważył, że Holandia powinna mieć rzut rożny i nakazał Casillasowi zacząć od bramki. Z tej akcji padł ten feralny gol - moim zdaniem był spalony, ale wykłócać się nie będę, bo widziałam to raz.
W każdym razie - wieczór miałam wczoraj spierd.....
Do popołudnia mnie zresztą trzymało. Mam tylko nadzieję, że za cztery lata ci wielcy <span style="font-style: italic">miszczowie</span> nie wyjdą z grupy, jak obrońcy tytułu z 2006 roku
Rzekłam.