hm...
to ja z trochę innej strony i za pomocą topornej metafory
powiedzmy, że mieszkam z osobą, która nie znosi kotów, ale ja kota mieć chcę. przy mnie kot miałby super (bo zakładam, i w opinii innych osób zakładam słusznie, że nadaję się do posiadania kota - jestem obowiązkowa, sumienna, lubię zwierzęta, etc.) ale wiem, że kot byłby zarazem tępiony przez współmieszkańca... trudno by było kota przed nim uchronić... totalna separacja? no nie o to chodzi przecież, aby swe życie kot spedzał w klateczce i "na oku" - się tego nawet nie da zrobić...
i gdzie jest problem? we mnie, lubiącej koty i potrafiącej się nimi zaopiekować, czy w osobach wokół mnie, którzy, choćbym nie wiem jak się starała, będą męczyć kota, bo jest kotem? ja jako miłośnik kotów się obronię, mój kot będzie miał ciężko...
nie mieć kota czy się przeprowadzić tam, gdzie lubią koty (a przynajmniej nie nienawidzą)?