Przeczytałam <span style="font-style: italic">Sztukę uwodzenia</span> i utwierdziłam się w przekonaniu, że jak ktoś umie, to nawet romans przyzwoity potrafi napisać
Podobało mi się i ze względu na to, że jakoś takie to wyszło prawdziwe emocjonalnie. I ta namiętność, która dopiero w końcówce zaczyna przeradzać się w coś większego, i to, że to on twierdził, że kocha i jego mroczność i jej reakcja na jego mroczność. No i nikt nie zaszedł w ciążę, nikt nie poronił i nikt nie troszczył się o ścieranie krwi dziewiczej. Fajne są sceny płomienne, i wielce ucieszyl mnie fakt kiedy bohaterka z góry widziała, że tym razem nie zazna zaspokojenia, ale czerpała z samego kontaktu tak wiele siły. I może to głupie, ale mi się to takie cholernie ludzkie wydało. Znacznie bardziej niż te trzy orgazmy za jednym razem
A markiz Easterbrook jest fajnie tajemniczy i chyba o nim najbardziej chciałabym poczytać