czytałam.
właściwie byłam jednocześnie zachwycona i przerażona.
zachwycona historiami poza głównym romansem (bo on znowu takich emocji nie dostarcza) a przerażona zakończeniem, nie dającym się zaakceptować żadnej kobiecie z odrobiną instynktu samozachowawczego. autor po prostu by utrwalić pozycję powieści (?), zrezygnował z happy endu w sposób zupełnie nieprzekonujący, mało tego w pierwszej wersji powieści doprowadził głównego bohatera do samobójstwa.
cóż, mnie się zdaje że książka by wcale nie straciła na dobrym zakończeniu, ale skoro Wiśniewski tak się bał, żeby go nie posądzili o napisanie romansu, to trudno. w każdym razie nie mam ochoty na drugi raz