Nie będę zbyt oryginalna, bo trzymam się z daleka od:
<span style="font-weight: bold">D. Steel</span> - pisane metodą kopiuj-wklej i ci męscy bohaterowie prosto z rozkopanego cmentarza;
<span style="font-weight: bold">M. Sandemo</span> - jak se wspomnę Sagę o Ludziach Lodu, to jestem całym sercem za literacką eutanazją;
<span style="font-weight: bold">B. Cartland</span> - za duże nasycenie książątek na centymetr kwadratowy;
<span style="font-weight: bold">K. Grocholi</span> - bo zgrzytam zębami, jak widzę ten wątłej jakości warsztat literacki;
<span style="font-weight: bold">P. Coelho</span> - bo jego wypociny to, mówiąc trywialnie i brutalnie, pieprzenie kotka za pomocą młotka;
<span style="font-weight: bold">M. Kalicińskiej</span> - to już wolę Grocholę. Przynajmniej miejscami można się uśmiechnąć.
Na gorąco tyle mi się przypomniało. Co nie znaczy, że lista jest zamknięta