Jako bardzo fajną książkę polecam "Ultra Montana" Witolda Horwatha.
Kowboje i biedni wieśniacy, potentaci naftowi i wielcy latyfundyści, bezwzględni reżimowi sędziowie, pomniki defensorów i tajemniczy lud Moreno, morderczy upał i śmiertelnie niebezpieczne wilki, inkuby i demony - Ultra Montana to zapomniany przez stacje telewizyjne, dziki kraik na rubieżach literatury popularnej i popkultury, kraina rodem z westernów i brazylijskich seriali, a może z powieści Faulknera i Cortázara. Tu właśnie zaczyna się historia Sandry Coruny, niewykształconej wieśniaczki o wyjątkowej urodzie i dobrym sercu, i jej przyjaciółki, wywodzącej się z rodu rosyjskich przemysłowców Kingi Bogomołow, które razem wyjadą do wielkiego Polis, by uciec od biedy i okrucieństw rodzinnego kraju. Ale to tylko jeden z wątków "Ultra Montany" - wielopiętrowej powieści łączącej cechy dziewiętnastowiecznej sagi rodzinnej z elementami realizmu magicznego i przygodowego romansu. To opowieść o starych fortunach i rodzinnych dramatach, wielkiej miłości i sile przeznaczenia, walce o wolność i władzę nad własnym losem, historia, w której radość tkania fabularnej materii łączy się z najzupełniej poważnym przesłaniem o zwycięstwie dobra nad złem.
[WAB, 2005]
Świat jak z brazylijskiej telenoweli, wciąga tak, że trudno się oderwać od lektury. Jest jakiś taki urok w tej książce, nie jest to może literatura najwyższych lotów, ale z czystym sumieniem polecam