Teraz jest 21 listopada 2024, o 13:31

Kodeks - Candice Proctor (aralk)

Alfabetyczny spis recenzji ROMANSÓW HISTORYCZNYCH

Czy ta recenzja jest pomocna?

Tak
8
100%
Nie
0
Brak głosów
 
Liczba głosów : 8

 
Posty: 31644
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16

Kodeks - Candice Proctor (aralk)

Post przez aralk » 12 kwietnia 2010, o 15:34

Kto wie czemu niekiedy oko na dłużej zatrzyma się na tym, a nie innym fragmencie?


Autor: Candice Proctor
Tytuł: Kodeks
Tytuł oryginalny: The Last Knight
Rok polskiego wydania: 2000
Wydawnictwo: Da Capo
Rok oryginalnego wydania: 1999




Akcja Kodeksu rozgrywa się w średniowiecznej Brytanii i opowiada o losach dziewiętnastoletniej Attici d 'Alerio, młodszego o sześć lat Fulka Beringer de Salers, zwanego Grubym Fulkiem, oraz Damiona de Jarnac, rycerza w służbie Henryka II - króla Anglii i księcia Normandii - na tle wydarzeń u schyłku panowania Henryka II.

Kodeks jest kolorowy. W odróżnieniu od innych książek, które z lubością serwują długie listy dań obiadowych, śniadaniowych i innych wszelakich potraw, Proctor proponuje kolory i zapachy. Zamiast zupy krabowej i puree ze szparagów, z sosem ze smażonych rydzów z dodatkiem musu z mięty, mamy czerwień kamieni zdobiących miecz, zieleń traw i zielony płaszcz. Bohaterowie widzą kolory, nie omijają wzrokiem otaczającej rzeczywistości, ale ją dostrzegają, współgrają z nimi, dzięki czemu bez zbędnych słów stają się częścią stworzonego przez autorkę świata. Zabieg banalny, ale bardzo skuteczny. I zapachy: zapach rozgrzanej słońcem ziemi miesza się z odorem świeżo utoczonej krwi dzika. Zapach kwitnących ziół i kwiatów. Nie tylko tam są, ale też docierają do nosa bohaterów. Wywołują reakcję lub nie. Tak jak w życiu.

Bawienie się kontrastami wymaga delikatności, wrażliwości i mocnych cugli. Proctor udaje się najczęściej uniknąć patosu i egzaltacji, a zdania „(…) trupi odór i smród spalenizny, gdy podążali przez pokryte bujną, soczystą trawą wzgórza.” czyta się wciągając głęboko powietrze nosem, a nie z lekkim prychnięciem przesady.

Relacje między Atticą a Damionem w dalekim skojarzeniu przywodzą na myśl relacje Randulfa Fitz Hugh i Josselyn z cyklu Rosecliffe Rexanne Becnel. Być może to „wina” początkowej mistyfikacji, konstrukcji fabuły: od rodzącego się zaufania, od którego zależy przetrwanie bohaterów, ramię w ramię z rodzącym się zainteresowaniem, żeby nie rzec: fascynacją, a może starciem osobowości, bo że bohaterowie Proctor je mają, to nikt nie powinien mieć wątpliwości. Wykuci są z całkiem niezłego kruszcu. Są szalenie ludzcy i naturalni, mają świadomość swoich wad i szczerze się z nimi godzą.

On przyznaje, że gdyby wiedział, że przypadkowo spotkany na drodze młodzieniec jest w rzeczywistości kobietą, to ta nie byłaby bezpieczna w jego obecności.

Ona kłamie, choć nienawykła do kłamstwa myli się raz po raz, boi się go jako mężczyzny i rycerza, ale jednocześnie jako kobieta przyznaje się do fascynacji nim. W pierwszej fazie zdecydowanie ciałem. Z silnym poczuciem niewłaściwości swojego zachowania patrzy na niego, gdy jest nagi, by w chwilę później bardzo po kobiecemu postawić na swoim, doprowadzić go do odejścia, kiedy najbardziej go potrzebowała. Głośno i zdecydowanie zarzuca mu czyny, do których się otwarcie przyznawał, a odrzuca niewypowiedzianą prawdę. Bardzo to ludzko brzmi nie tylko na papierze.

W tej książce jest sens. Ja przynajmniej nie miałam problemów z jego odszukaniem. To nie działanie autorki wpędza bohaterów w problemy - to oni sami, ich własne decyzje i wybory, jakich dokonują, a Proctor właściwie to tylko opisuje.

Choć część książki przedstawia bohaterów w relacji jeden na jeden, to czytelnik nie ma wrażenia, że bohaterowi są zawieszeni w jakimś mitycznym, stworzonym tylko na ich potrzeby świecie. Idą, jadą, rozmawiają lub milczą a wokół nich życie toczy się nadal. Ktoś wylewa pomyje na ulicy, przebiega jakieś dziecko, mija ich człowiek na wysokich szczudłach. Ten świat nie kręci się wokół nich, a oni stanowią tylko jeden z jego elementów.

Opowieść o losach dwójki bohaterów jest jedynie jednym z elementów składających się na całość Kodeksu . Bo oprócz miłości Damiona i Attici mamy smutną historię matki Siergieja, opowiedzianą niemal mimochodem, ale zapadającą głęboko w pamięć. Historię kobiety, która, po stracie niemal całej rodziny, zostaje sprzedana na targu i wraz z synem trafia do Damiona – błędnego rycerza, dla którego ma gotować, sprzątać, który nie wymaga od niej innych usług, ale do którego i tak kiedyś przychodzi. Sama. By dzielić z nim jego smutek. I od chwili, kiedy podejmuje taką decyzję, zaczyna dzielić z nim łóżko, ale nie słowa. I do śmierci rozmawia jedynie z synem. A także smutna, tragiczna historia rodziców Damiana, ze wszelkimi konsekwencjami, z jakimi musieli się wszyscy zmierzyć.

Być może właśnie dzięki tym elementom układanki, czytelnik ma prawo zastanawiać się nie nad tym, jak niewiarygodnie przedstawiony został Damion, ale jak wielki wpływ na jego zachowanie miały choćby te dwie historie. Jak bardzo go ukształtowały, uformowały i jak wpłynęły na jego własny Kodeks.

Damion – być może zbyt idealny, aby był prawdziwy, a przez świadomość własnych błędów i wyrządzonych innym krzywd zbyt wiarygodny w całej niewiarygodnej konstrukcji.

Attica – poddana rodzinie, wierna i ufna, nieposłuszna w imię swojego Kodeksu, podążająca za głosem serca, gdy je w sobie odkryła, rozpaczająca po utracie wartości, szukająca sprawiedliwości w swoich niesprawiedliwych ocenach. Kobieca, może szczególnie wtedy, kiedy młody giermek tłumaczy jej zachowanie mężczyzny, którego kocha.

Kodeks żyje w głowie czytelnika. W odgłosach przebiegających dzieci, śmiechu kobiety niosącej wodę, odgłosów ćwiczących rycerzy, krzykach giermków. Te dźwięki są wszechobecne. Stanowią idealne tło rozmów - na tyle płynnie wpisane w całość, że czytelnik nie ma poczucia przeciągania dialogu czy nadmiernej ilości słów. Zresztą wtedy, kiedy trzeba, Proctor potrafi zminimalizować odgłosy otoczenia, a bohaterowie zostają sami ze swoimi słowami. I własnymi dylematami. A tych mają wiele. Bo z jednej strony honor i obowiązek, a z drugiej lojalność. To wszystko otoczone jest miłością, która, kiedy zaczyna się rodzić w głowach bohaterów, właściwie skazana jest na niepowodzenie. Ludzie, którzy stanowią podstawę wiary Attici, niemal z dnia na dzień okazują się kimś zupełnie innym, a ich działania, myśli i motywacje budzą sprzeciw. Pod koniec również i bunt, ale ta droga od pełnej wiary, przez niedowierzanie, smutek, po wybór końcowy, wcale nie jest łatwa - tym bardziej trudna, że Proctor niemal całkowicie pozostawiła ten wybór swoim bohaterom.

I miłość. Nie powiem, że nie fizyczna, ale nie głównie. Nie tylko. I bardzo smutna. A same akty fizyczne szybkie, desperackie, jakby miałby być ostatnimi w życiu.

Epilog to nie jedynie sielska scena o tym, jak żyli długo i szczęśliwie. To również informacja, co działo się z nimi oraz ich przyjaciółmi przez lata, i zapowiedź kolejnych wydarzeń rodzinnych. Ale nie tylko. To również wydarzenia, na które bohaterowie nie mają wpływu, które dzieją się gdzieś daleko od nich, ale które zadecydują o ich życiu. To kolejna okazja do sprawdzenia, na ile tytułowy Kodeks można nagiąć, rozciągnąć w imię spokoju życia rodzinnego. I na ile ogólnie nazwane szczęście i bezpieczeństwo bliskich jest w stanie zrekompensować takie naginanie.

Mnie w Kodeksie zaskoczyło jeszcze jedno – wcale nie byłam przekonana, o wielkim, szczęśliwym zakończeniu. Złożenie decyzji o przyszłości w ręce Attici mogło równie dobrze skończyć się rozstaniem głównych bohaterów, a całość nadal byłaby logiczna i wiarygodna.

Kodeks jest smutny. Bo nawet w miłości bohaterów i ich zwycięstwie znać gorycz i ból, jakiego musieli doświadczyć. Niewiele w nim śmiechu - jeden zapamiętany to chyba właśnie pochodzi z epilogu.

Kodeks to ubrana w romansowo-historyczną otoczkę opowieść o honorze, wierze w miłość i wierność. Opowieść o ludziach, którzy nie dość, że mają swój Kodeks, to ponadto potrafią żyć z nim w zgodzie.

Avatar użytkownika
 
Posty: 30763
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 12 kwietnia 2010, o 15:59

zachęcające...

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 12 kwietnia 2010, o 16:58

chodzi o związek? Obrazek



muszę jeszcze raz powąchać Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 12 kwietnia 2010, o 17:06

przyjemnie się czyta - dziękuję Obrazek

parę rzeczy, ale raczej "słów zjedzonych w redakcji" jak w przykładzie pinks Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 5074
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:18
Lokalizacja: Tu wiatr zawraca:)

Post przez asiunia31 » 12 kwietnia 2010, o 17:14

Po takiej recenzji powinno mnie pociągnąć. Tylko jak wybić se ze łba, że to średniowiecze?...

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 12 kwietnia 2010, o 17:24

a wiecie ze mi to przypomina co lepsze Henley i Small, ale co lepsze i z opisu Obrazek



szczególnie przy tym zapachu zadzwoniło Obrazek

 
Posty: 31644
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16

Post przez aralk » 12 kwietnia 2010, o 18:40

pinksss, czy jak się teraz zwiesz, kobieto sycząca, proszę tylko nie Small, wszystko byle nie to Obrazek

jak już ochłonę po wszystkim ostatnim, to przeczytam raz jeszcze i jak uda mi się wyłapać jakieś głupoty językowe to poprawię Obrazek

I dodam do własnych słów, że jest to książka, która IMHO ma więcej przeciwników niż zwolenników.

I dzięki, że przeczytałyście Obrazek Mimo, że nie było punktów Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 12 kwietnia 2010, o 18:46

ale jednak Small Obrazek okazjonalnie w tych kwestiach dobra jest Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 21223
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15

Post przez Agrest » 12 kwietnia 2010, o 19:35

A WR to wersja robocza? Tak w sumie pytanie nie do końca w temacie, ale nie wiem jakie po zmianach są zasady publikowania recenzji Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 12 kwietnia 2010, o 19:56

Obrazek

na stronie głównej działu jest taki temat

http://www.harlequin.fora.pl/font-color-blue-recenzje-font,31/zanim-wkleisz-recenzje,366.html Obrazek

aralk przeczytała jak widać Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 21223
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15

Post przez Agrest » 12 kwietnia 2010, o 20:12

Ej, ja też czytałam, ale jeszcze nie było tam zmian Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 12 kwietnia 2010, o 20:22

Obrazek haha.

 
Posty: 31644
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16

Post przez aralk » 12 kwietnia 2010, o 21:28

aralk, stara się nie podpadać zbyt często Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 2384
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16

Post przez Vienna » 2 listopada 2011, o 08:58

Wysmakowana recenzja... Przez moment poczułam się częścią historii.
Z pewnością sięgnę po powieść.
Aralk, Obrazek

 
Posty: 31644
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16

Post przez aralk » 2 listopada 2011, o 12:34

cieszę się, że się spodobało :smile:

Avatar użytkownika
 
Posty: 21062
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Rzeszów/Drammen
Ulubiona autorka/autor: Proctor, Spencer, Spindler i wiele innych

Post przez Kawka » 21 kwietnia 2013, o 14:25

Bardzo dobra recenzja Aralk. W zasadzie z wszystkim co napisałaś się zgadzam, a mimo to nadal ta książka mnie nie poruszyła. Pewnie to przez to średniowiecze. :bezradny:
http://www.radiocentrum.pl

"...Gary (...) niedawno zerwał ze swoją dziewczyną z powodu niezgodności charakterów (charakter nie pozwolił jej zgodzić się na to, by Gary sypiał z jej najlepszą przyjaciółką)". Neil Gaiman "Nigdziebądź".

 
Posty: 31644
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16

Post przez aralk » 23 kwietnia 2013, o 13:36

Kawko, bardzo dziękuję za dobre słowo :) Tak odebrałam tę książkę w sumie kawałek czasu temu, ale nie wracałam do niej. Jak lubię wracać, przeglądać, kartkować inne ulubione, tak tutaj tego nie zrobiłam. Może teraz skoro mam na półce i trochę czasu. Może odebrałabym ją jednak inaczej :mysli:

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 18 sierpnia 2017, o 17:08

czuję się przekonana i niniejszym wciągam na listę lektur ;)
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 3879
Dołączył(a): 28 grudnia 2015, o 10:41
Lokalizacja: Tarnów
Ulubiona autorka/autor: Gabriel Garcia Marquez

Post przez Szczypta_Kasi » 18 sierpnia 2017, o 21:46

To daj znać sol gdy będziesz czytać. Może ja też wtedy się zmobilizuję, bo brzmi bardzo zachęcająco.


Powrót do Recenzje romansów historycznych

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 51 gości