No, ale trzeba przyznać, że nieco przerysowała klimat tamtych lat, bo kryzys kryzysem, ale nikt wtedy głodem nie przymierał jak te biedne Borejkówny. Tak, tak, wiem, jak ktoś miał tatusia niedorajdę, który zamiast wziąć się do roboty sentencjami łacińskimi rzucał, to i do garnka nie miał co włożyć, ale te biedne dzieciaki to rzeczywiście miały przechlapane.
a czemu miała nie przerysować? wszyscy mieli wokoło akurat - nikogo by to nie ciekawiło, ale ze dzieciom intelektualisty gorzej niż tym od rzeźnika to hoho
kiedy to nie chodzi o to, że Borejkowieta głodne latały! Mila juz o to dbała, tyle że rzadko jadały coś ' ciasta, lepsze gatunki mięs i wędlin. No i ilości też bywały rozsądnie ograniczone, a Pulpecja miała po prostu skłonności do tycia...
A może Gabryśka biegała, bo chciała zagłuszyć głód? Nie, no, tylko nie bijcie, żartowałam.
A od kluchów i ziemniorów tyje się najszybciej, więc nic dziwnego, że Pulpecja była okrąglutka jak pączek w maśle. Aż dziw bierze, że reszta rodzinki nie miała problemów z wagą.
A Pulpecja i Ida to najbardziej wyraziste postaci z tej fatalnej rodzinki. Dzięki nim mam jeszcze jakieś cieplejsze uczucia dla mieszkania przy Roosevelta 5
ja nie zauważyłam u Borejków przymierania głodem - no może poza Idą sierpniową,gdzie panna urwała się z rodzinnych wczasów w Czaplinku i w domu faktycznie zastała pustki....
poradziła sobie znakomicie.Co do tego przymierania głodem to przesada,jest przecież napisane o niepochamowanym apetycie na wszystko co zawierało czekoladę(a jak pamiętam w tamtych czasach-też lata mojego dzieciństwa-czekolady bylo jak na lekarstwo),chodziło tez o takie smakołyki jak pomarańcze(tu przypominam ślubwanie Gaby)...Raczej autorka pokazywala dwie różne postawy życiowe z jednej strony rodzina filologa klasycznego który przede wszystkim myśli o kupowaniu książek,z drugiej rzeżnika który myśli o jedzeniu...Stąd zapewne te uwagi o braku lepszych kąsków na stole,bo głodem nikt tam nie przymierał...
A wiecie, że ja mam jeżycjadową książkę kucharską i zbiór felietonów kulinarnych (i nawet się skusiłam głupia na Musierowicz na Gwiazdkę czy jakoś tak) a nic jeszcze nie rozbiłam z tych przepisów...