Skończyłam właśnie "Szlachętną przysięgę" i zrobiłam to z wielką ulgą, bo zwyczajnie nie wciagnęła mnie ta książka. Już sam temat jest mało ciekawy, a na dodatek książka jest bardzo nierówna, bo nudne fragmenty przeplatają się z tymi troszeczkę ciekawszymi, ale tych nudnych jest znacznie więcej. Jest tu wiele postaci, ale jakby nieprzemyślanych i niedopracowanych, bo mamy tu:
- Annę [główną bohaterkę] - najstarszą z siostr, niby najmniej urodziwą, ale za to trzeźwo myślącą, która usiłuje utrzymać zrujnowaną, nadmiernymi wydatkami jej rozrzutnych rodziców, rodzinę. To Anna dba, by wszystkie siostry wyszły szczęśliwie i w miarę bogato za mąż, ale sama nie ma zamiaru zostać mężatką.
- Nicole - młodszą siostrę Anny o olśniewającej urodzie, rozpieszczoną, przyzwyczajoną, że zawsze dostaje to co chce. Nicole chce wyjść za mąż za Nigela - bratanka hrabiego Mulgrave, ale niespodziewanie poznaje przyjaciela hrabiego Mulgrave - kapitana Milesa, największego hulakę i pożeracza damskich serc w okolicy. No i zagina na niego parol.
- Hrabiego Mulgrave - bogatego niby wdowca [bo w rzeczywistości do ślubu nigdy nie doszło, bo kobieta, którą miał poślubić umarla tuż przed udzieleniem ślubu, wydając na świat córeczkę].
- Alexandrę - siedmioletnią córkę hrabiego Mulgrave, która wcale nie jest jego córką.
- Prawdziwego ojca Alexandry, który wciąż czai się w pobliżu.
- No i jest jeszcze jakaś nieszczęsna, Bogu ducha winna, guwarnantka - bardzo ładna i miła, która ponoć skrycie kocha hrabiego Mulgrave, o co Anna jest zazdrosna.
Tyle tylko, że wszystko to jest mdłe i nijakie. Hrabia Mulgrave zakochuje się w Annie na balu przebierańców, gdzie omyłkowo bierze ją za Nicole [chcąc ją zniechęcić do małżeństwa ze swoim bratankiem Nigelem] i potem przez pół książki łazi za nią jak pies i skamle, by ta za niego wyszła. A Anna oczywiście ciagle odmawia, choć przystojny hrabia bardzo ją pociaga. Proponuje mu nawet, że może zostać jego kochanką.
I to na początku znajomości.
Wreszcie zgadza się zostać jego żoną, ale tuż po szybkim ślubie zaczyna być zazdrosna o guwernantę Alexandry, bo podejrzewa, że ta skrycie kocha się w swym pracodawcy.
Nicole też jest nijaka, niby taka śliczna i przebojowa, ale jej próby zdobycia kapitana Milesa są ciężko strawne. Chce być zalotna i przebiegła, ale w rezultacie jest tylko namolna i upierdliwa. Przystojny kapitan początkowo też ją tak odbiera, ale na szczęście [pytanie tylko dla kogo?] nagle doznaje olśnienia [widząc jak Nicole upada i skręca kostkę] i rzuca się jej na pomoc. Oczywiście uwożąc ją na swym dzielnym rumaku czuje ogromne pożądanie i już po nim.
Mamy tu też nutkę tajemnicy, bo w pobliżu wciąż czai się prawdziwy ojciec Alexandry, który nagle postanawia odzyskać córkę, choć kiedyś się jej wyparł. To niby podgrzewa trochę emocje, ale niestety wyjaśnienie zagadki jest beznadziejne. A porwanie tej Małej, to już kompletna porażka.
Na koniec seks: są dwie mocniejsze sceny erotyczne, ale ich, niestety, też nie można zaliczyć na plus, ani pod względem techniki, ani romantyzmu.
W skali 1 do 10 dałabym najwyżej 3 punkty, bo nie są porywające. Nie powodują nawet przyspieszonego bicia serca.
Przeczytałam "Szlachętną przysięgę" do końca, choć uczciwie przyznam, że nie raz i nie dwa rzucałam ją w kąt mówiąc sobie, że już do niej nie wrócę, bo szkoda mojego czasu. Gdybym ją miała określić trzema słowami powiedziałabym tak: "nuda, nuda, nuda!!!", czym pewnie narażę się wielu z Was, no ale cóż, takie są moje odczucia.