Skończyłam <span style="font-style: italic">Jedwabną tajemnicę</span> i muszę przyznać, że dawno, dawno temu mnie tak bohater Putney nie znudził. Choć bohaterki typu Juliet mnie specjalnie nie przekonują w pewnych momentach zaczynała rozumieć Juliet i jej ucieczkę.
A Ross po prostu rozłożył mnie na łopatki. I już nawet nie wiem co było szczytem, czy to, że był taki mądry, inteligentny i znał tyle języków, czy jego prawość i honor, czy umiejętność zjednywania sobie nieprzychylnych, czy szczęście, które towarzyszyło mu przez cały czas, czy te emocje, które choć z początku wydawać się mogły złe później okazywały się dobre czy może to, że aby nie sprawić zawodu żonie podczas nocy poślubnej brał teoretyczne lekcje u kurtyzany, jako, że dla niego to też miał być ten pierwszy raz. Ja chyba muszę być bardzo złą kobieta, że nie umiem docenić kogoś takiego.
O losie, przecież w tym facecie zakochał się nawet jego wielbłąd