Najbardziej denerwują mnie takie częste "przypadki" w romansach:
<span style="font-weight: bold">1.</span> Ona go idealizuje, nie widzi jego wad, a dzięki temu i on odnajduje w sobie światło i dobroć (głownie zarezerwowane dla niej).
<span style="font-weight: bold">2.</span> U niektórych autorów wszystkie główne postacie (i z połowa pobocznych) są takie same (chodzi o ich sposób myślenie, opinia o nich przez środowisko itp.) - szczególnie celuje w tym Amanda Quick.
<span style="font-weight: bold">3.</span> On świetnie walczy (szczególnie, gdy zna jakąś dziwaczną sztukę walki, której zaszczyt nauczenia się przypada nielicznym).
<span style="font-weight: bold">4.</span> Eskcentryczka-emancypantka (oczywiście w pozytywnym znaczeniu) + bajecznie bogaty/utytułowany i gardzący swoim środowiskiem (z małymi wyjątkami) oraz nierozumiany = podstawa wielu romansów (i znów wymienię tu Amandę Quic).
To byłoby te najbardziej mnie denerwujące, ale jest i sporo innych (np. wygląd).
PS Co nie znaczy, że nie lubię twórczości Amandy Quick - jej pomysły na intrygę są dość dobre, szkoda tylko, że bohaterowie nie są w stanie dotrzymać kroku pomysłowi
.