Czytnęłam sobie <span style="font-weight: bold"><span style="color: darkblue">"Poskromnienie księcia"</span></span> tej autorki i stwierdzam, że książka ciekawa, przyjemna, miejscami zabawna, chwilami smutna. Ogólnie warta przeczytania i powrotu za jakiś czas. Jestem jednak osobą, która do wszystkiego ma ochotę się przyczepiać, więc i tu się czepiać będę. Trzy rzeczy rzuciły mi się w oczy. Oto je wymieniam
1. Niby nic, a jednak. Sprawa dzieciństwa Loretty, czyli młodej aktorki, matki nieślubnej córeczki przyrodniego brata bohatera (Zaplątałam? Zaplątałam
). Autorka nie poświęciła tej kwestii wiele miejsca. Właściwie bardzo niewiele. Samej tej sprawy dotyczyło raptem jedno czy dwa zdania, ale się pojawiły i bardzo mnie "trzepnęły". Ja rozumiem, że autorka nie chce, żeby było kolorowo - różowo - brokatowo. Od takiego czegoś mdli, wiadomo
Skoro jednak ja wiem, że to tylko romans, to mogła mi nie dorzucać bonusów na temat zboczeń tego świata i bezradności dzieci wobec tego. Podziałało to na mnie jak kubeł lodowatej wody, a chyba nie o to chodzi w czytaniu książek z HEA.
2. Kolejny zarzut, to maskarada Rafe 'a. Bracia są podobni, ale nie dla kogoś kto jednego z nich zna całe lata. Nawet gdyby ubrał maskę, Imogen poznałaby go po głosie. W takim razie po co czytelnik jest utrzymywany w przekonaniu, że bohaterka wierzy w to przebranie? Nie wiem. A może ona tak niekumata i faktycznie nie wiedziała przez długi czas. Tego też nie wiem
3. Ostatnie co mnie zdziwiło, to rzucanie picia przez księcia. W kwestii zrywania z nałogami miałam wątpliwości do tego procesu już w przypadku Putney. W jednej książce bohater jest uzależniony, chociaż nie do końca, od opium, w drugiej też mamy alkoholika. Tyle że Putney faktycznie nadała temu znamiona realizmu. Zorientowała się jak to wygląda, nawet jeśli i tak poszło w jej książkach ciut za gładko, mimo wszystko. Tu jednak James wykazała się całkowitym brakiem znajomości rzeczy. Rafe pił przez 6 lat. Pijany kładł się spać, budził się z potężnym kacem i dla złagodzenia dolegliwości zapodawał sobie klina. Niech mi ktoś wytłumaczy, o ile potrafi, jak taki człowiek jest w stanie rzucić picie ot tak, na pstryknięcie palcem. Gdyby on jeszcze zastanawiał się nad tym wcześniej, to byłabym w stanie zrozumieć. Ale tutaj jednego dnia sobie wymyśla, a drugiego dnia nie pije. Chociaż fatalnie się czuje i go ciągnie, to dzielnie wytrzymuje. Chwała mu za to. Taką siłą woli można góry przenosić i metalowe sztućce zginać.