Całkiem nie tak dawno popełniłam "Jej sekret" i był to raczej kiepski pomysł, bo cała ta historia była mocno naciągana. Pal licho utratę wianka przez główną bohaterkę w młodzieńczych latach, wybór narzeczonego o wyglądzie niedźwiedzia grizzly i takowych manierach też jakoś ujdzie w tłoku, ale ten tekst pijanego Edwarda, że chce się z nią ożenić, bo marzy mu się, żeby przelecieć arystokratkę, to dno. I nie dlatego, że to jest jakoś szczególnie gorszące, ale po prostu głupie i już. Albo ta historia, kiedy ona wkrada się do jego domu przez nikogo nie zauważona [w biały dzień, przy całym sztabie służby], bez problemu odnajduje pokój, w którym on przechowuje tajne dokumenty, wyciąga je ze skrytki i czyta. Oczywiście on niespodziewanie wraca i nakrywa ją, a potem znęca się nad nią. Litości!