przez Dorotka » 14 lutego 2010, o 20:45
Wydaje mi się, że w "Walentynkach" reżyser po prostu zwyczajnie przedobrzył chcąc pokazać miłość w różnych odsłonach, bo mamy tu:
- chłopaka, który oświadcza się swojej dziewczynie i zostaje przyjęty,
- jego przyjaciółkę, która postanawia zrobić niespodziankę swemu lubemu, który jest kardiologiem i akurat w Walentynki musi przeprowadzić skomplikowaną operację zamiast bawić się z ukochaną,
- samotną dziewczynę, która w hinduskiej restauracji organizuje przyjęcie dla osób, które, tak jak ona, nienawidzą tego dnia,
- kobietę, która leci przez ocean, by spedzić zaledwie jeden dzień z kimś dla niej szczególnie ważnym,
- niedużego chłopca, który zamawia bukiet dla kogoś, kto mu się bardzo podoba,
- dwoje emerytów, którzy przeżywają chwilowy kryzys,
- parę osiemnastolatków, która zaplanowała na dzisiaj "ten pierwszy raz",
- ich rówieśników, którzy też tworzą zgraną parę i snują się po planie bez szczególnego celu [ona przez cały czas taszczy pod pacha ogromnego białego misia, którego dostała od ukochanego]
- dziewczynę, która zataja przed chłopakiem [z którym dopiero zaczyna się spotykać], że dorabia w sex telefonie
- i znanego piłkarza, któremu chwieje się kariera.
A w tle jest jeszcze:
- znany prezenter pogody,
- gruba i groźna szefowa dziewczyny od sex telefonu
- para Hindusów, którzy akurat biorą ślub,
- jakiś pies
- jakaś zdrada,
- odtrącenie,
- film wyświetlany wśród nagrobków na cmentarzu
- łzy wylane, gdy dziewczyna odkrywa, ze jej ukochany jest szczęśliwie i od dawna żonaty,
- jeden z panów okazuje się być gejem [drugi zresztą też].
Podsumowując: za dużo wątków, za duży misz-masz czyli dużo i byle jak.
Ciekawe jak Wy ten film odbierzecie.