to mi przypomina moje odczucia gdy na jednym z for znalazłam wypowiedź osoby, która twierdziła z dość dużą dozą pogardy, że tłumaczy romanse historyczne od lat i naprawdę nie wie co ludzie w tym widzą.
cóż, jak się coś robi na sztukę to nie możemy oczekiwać zaangażowania.
Na pociechę proponuję zajrzeć do Putney, Księżycowa narzeczona, tam tłumaczenie bardziej mi sie podobało niż oryginał. Było niezwykle naturalne i widać że tłumacz nie bał się odejść od oryginału , choc nie odchodził daleko, efekt był zawsze właściwy.
Pamiętam jak na studiach przez rok czy dwa mieliśmy takie zajęcia z tłumaczenia prozy popularnej. Mnóstwo roboty i prawdziwa frajda
I na przykład ciągłe dumanie jak przetłumaczyć idiomy
taki na przykład: "pasować do siebie jak dziurka i klucz"
wyłączcie na chwilę skojarzenia i podajcie propozycje