Na życzenie Kawki, historia, którą poznałam wczoraj
Opowiadał to chłopak, który usłyszał to od kogoś innego także nie wiem ile w tym prawdy
Są trzy studentki studiów zaocznych, w Gliwicach. Każda jest z innego miasta, a jako, że się tak razem trzymały to wymyśliły, że wynajmą sobie mieszkanie. No i wynajęły, gdzieś w centrum Gliwic. Jednej z nich było ciężko, bo była bardzo zżyta z rodzicami. Więc rodzice powiedzieli, żeby zabrała sobie ich psa (kundel, dość spory podobno). Piesek niestety pobył tylko 2 czy tam 3 dni u nich no i zdechł... Dzwoniły po weterynarzach i żaden nie chciał się nim zająć. A, że to centrum Gliwic to ani gdzie go zakopać ani nic. No to dały pieska na balkon (jakoś w listopadzie się to działo, także się nie rozłożył
). Po 2 dniach jeden z weterynarzy się w końcu zgodził, tyle, że trzeba było do niego dojechać do Katowic i to jeszcze do jakiejś tam dzielnicy, dość daleko od centrum. Więc zapakowały psa w worki, pozaklejały taśmą i wsadziły do torby podróżnej... I właścicielka psa pojechała z nim do tych Katowic, no i czekała na tramwaj, przyjechał stary (wysokie schody ma) a że dziewczyna nie miała siły wnosić tego psa, twierdziła, że poczeka na następny. Czekała, następny przyjechał też stary. Poczekała na jeszcze następny, też przyjechał stary, a że czekała już chyba z godzinę, stwierdziła, że jednak wsiądzie, bo weterynarz też w końcu pójdzie do domu. No i wsiada do tramwaju i jakiś facet się nad nią zlitował i powiedział, że jej pomoże. Wniósł jej tę torbę po czym zapytał co ona tam wiezie, że to takie ciężkie. Odpowiedziała, że komputer
Usiadła w tramwaju, a że dużo ludzi było torba była trochę za nią. Do przejechania miała 3 przystanki. Jak chciała wysiadać okazało się, że torby nie ma...
Ktoś ukradł psiaka...
I to cała historyja