przez Kawka » 16 lutego 2010, o 21:05
Po prostu to cytowanie w trakcie stosunku jakoś gorteskowo wyszło. Cały nastrój sceny znikł. Nie chce mi się przepisywać sceny, bo długa okrutnie, ale sięgnijcie, to będziecie wiedziały o co mi chodzi.
Generalnie nie mam nic do bohaterek, które zmieniają sie STOPNIOWO z delikatnych dziewic w boginie seksu. Ta konkretna bohaterka raz się poddała namiętności - to rozumiem, ale jak na pannę wychowaną w zakonie, którą wszystko na początku gorszyło (nawet pocałunek, czy nie do końca zapięta koszula bohatera!), troszkę za szybko stała się bezpruderyjną maszynką do seksu. Za szybko to wszystko zaakceptowała. Wyszła z założenia, że skoro już mu się raz oddała, to może to robić bez końca. Powiedzcie mi szczerze - która cnotliwa dotąd panienka nie miałaby w ogóle żadnego morlaniaka po czymś takim? Choć na chwilę. Już nie mówiąc o tym, że byłaby lekko zażenowana nowo odkrytym światem, a ona? Nic. Zero refleksji.