Ja coś podobnego zauważyłam u Kleypas, ale może nie aż tak w takim stopniu. W każdym razie, jej historyki też są gorące, a we współczesnych ta buchająca namiętność jest ograniczona (ale przegapić nie da się ich na pewno
). Wydaje mi się, że u niej to wynika między innymi z tego, że narracja jest prowadzona tylko z perspektywy bohaterek, więc nie ma rozważań facetów o tym, że zaraz ekssssplodują, jak się nie dorwą do bohaterki itd.
Tyle że w tym akurat przypadku nie uważam tej zmiany za wadę, bo książki są fajne i tak, a inny styl, jaki sobie wypracowała - świeży i niewymęczony. Ale jak jest u Johansen, nie wiem