Jako, że kocham Laurens miłością wielką, niekoniecznie proporcjonalną do wielkości jej dzieł, ale niekiedy miewam przebłyski wyważonego i rozsądnego krytycyzmu mogę stwierdzić, że wywołującą mieszane uczucia <span style="font-style: italic">Kochanicę przemytnika</span> do wielkich dzieł literatury romansu zaliczyć raczej nie można.
I o ile ma w sobie tyle Laurens ile się zmieści, a w niektórych scenach jeszcze więcej, o tyle gdzieś to coś kryminalno-poszukiwawcze, szpiegowsko-przemytnicze, które to stanowi nieodłączny element książek Laurens, tym razem gdzieś się zagubiło. I o ile pomysł wydaje się sensowny (jak na wymogi gatunku i oczekiwań odautorskich), wykonanie zachowuje poziom (wiele można jej zarzucić, ale krzaczków i wszelkich absurdalnych, absurdów u niej stosunkowo niewiele), to mam wrażenie, że w pewnym momencie załamało się wszystko. Kilka fajnych pomysłów, buntów, cech charakteru bohaterów, można byłoby śmiało pociągnąć i rozwinąć, a tu nic... Nawet nie jakby zabrakło pomysłu, ale chęci, aby zrobić coś więcej niż było do tej pory.
Zresztą być może zupełnie niesłusznie czytając tom „0” Klubu Niezdobytych miałam nadzieję zdobyć te informacje początkowe, które rzucą światło na cały cykl. Błąd. <span style="font-style: italic">Kochanica przemytnika</span> wygląda raczej jak próba zadośćuczynienia zapotrzebowaniu grona fanek dopytujących się o wcześniejsze losy pojawiającego się w niektórych tomach Klubu tajemniczego księcia. Koniecznie niekonieczne było to, bo i ile opowieść jako sama opowieść mogłaby obronić się sama, o tyle wpisanie jej w cały cykl sprawia wrażenie, wciśnięcia na siłę. No dobrze, być może w ostatniej części – tej wydanej po polsku, lub jeszcze bardziej ostatniej – tej obcojęzycznej, co to ma kończyć wszystko, rzeczywiście postać Jacka będzie na tyle znacząca, że mogłoby to usprawiedliwić poświęcenie mu oddzielnej części, ale jeśli nie, to szkoda papieru.
Jeśli ktoś lubi Laurens, i akceptuje jej sposób opisywania i postrzegania świata nie będzie zawiedziony. Za bardzo. Jest i namiętność, i kilka scen płomiennych, które w Klubie, niekiedy stają się bardzo płomienne, jest i rozkładanie emocji i myśli na czynniki pierwsze. No i coś, z czego zdałam sobie sprawę przed chwilą – deklaracja miłości pada tylko ze strony bohatera. No chyba, że coś przeoczyłam, co dzisiaj jest wielce prawdopodobne