Demoniczny kochanek
Victoria Holt
Biblioteczka Pod Różą [Prószyński i S-ka]
pierwsze wydanie angielskie: 1982
wydanie polskie: 1992
Kate Collison, utalentowana malarka, zdolna twórczyni portretowych miniatur, która odziedziczyła talent po ojcu i szkoliła się pod jego okiem, pragnie zaistnieć na rynku europejskiej [czyt.francuskiej] sztuki u schyłku panowania Napoleona III. Jednak jako kobieta z wiadomych powodów ma na to bardzo marne szanse ... Na szczęście w odpowiednim momencie pojawia się baron de Centeville, potomek dumnego, normańskiego rodu, oraz zlecenie: namalowanie miniatur jego i jego narzeczonej. Słówko szepnięte następnie tu i tam otwiera przed Kate drzwi paryskich salonów. I kiesy zleceniodawców.
I wszystko by było ok, ale oto na scenę ponownie wkracza baron. W skrócie: porywa, więzi i gwałci naszą główną bohaterkę. Ma swe powody nie tylko z rodzaju "widzi i chce". A potem pojmuje za żonę swą starannie wybraną, młodziutką dziewicą książęcej krwi paru domów panujących, obecnie i w przeszłości.
Kate w międzyczasie odkrywa, że jest w ciąży...
Co dalej? Właśnie.
Dalej mamy pytanie: czy to jest jeszcze romans? Czy może już historyczna [o]powieść obyczajowa? Niełatwe pytanie.
Narracja jest prowadzona w pierwszej osobie w oszczędny sposób przypominający stylem, aby daleko nie szukać, "Przedziwne losy Jane Eyre". I panuje w "Demonicznym kochanku" podobna, mroczna, a zarazem przejrzysta atmosfera. Nawiązania? Hm, gdzieś w tle mamy właśnie powieść gotycką: tytułowy baron - demon, zagrzebany w rodowej historii, wydaje się mentalnościowo wciąż tkwić w czasach najazdu Normanów na Wyspy. Z drugiej strony bohaterka z odpowiednikiem naszego hasła "chyba pomyliłeś stulecia, facet" na ustach sprawia chwilami dziwne wrażenie... Są dwa wyjaśnienia:
- albo niezamierzony anachronizm [poczucie własnych praw, szczególnie prawa do bezpieczeństwa na ulicy, a także ich argumentowanie, wypowiadane tak dosadnie brzmi specyficznie...]
- albo Holt w ciekawy sposób, pokazuje, ze pewne rzeczy są godne zastanowienia... i nie od dziś się nad nimi ludzie zastanawiają. Ponadto Kate została wychowana i wyedukowana faktycznie tak, aby mogła rywalizować na rynku z mężczyznami, co niesie za sobą określone konsekwencje.
Pisarka tworzyła swoją książkę w czasie definiowania pojęć "gwałtu", zarówno od strony prawnej jak i kulturowo-obyczajowej [lata 80te XX w.], oraz faktycznego "równouprawnienia"...
Osobiście opowiadam się za drugą tezą.
Podział na "dobrą" i "złą" stronę jest mocno zamazany. Jasne zasady pod tym względem ma tylko główna bohaterka. Ona znajduje się w sytuacjach moralnie dwuznacznych wskutek wydarzeń niezależnych od siebie, będących efektami oddziaływania "czynników zewnętrznych" [odmienna perspektywa barona i jego prywatna vendetta] i jest ich mimowolną ofiarą. Ewentualnie i niejako automatycznie podporządkowuje się "wartościom wyższym" [dobro syna]. Duża część książki to opis przeżyć bohaterów w oblężonym przez Niemców Paryżu, a realia wojny pozwalają Kate spojrzeć na wiele rzeczy na nowo, pod innym kątem. Główna bohaterka ma okazję zaobserwować jak konkretne osoby zachowują się w obliczu kryzysu... Tu Holt sprawiła się naprawdę przyzwoicie: bez nuty melodramatycznej, oszczędnie, używając chłodnego, kronikarskiego stylu.
Dlaczego piszę o tym tak obszernie? Ponieważ nie zgadzam się z zarzutem, że zły to jest romans, ponieważ gdzieś tam ofiara zakochuje się w oprawcy. Pod tym względem można zaryzykować stwierdzenie, że fabuła jest po prostu urwana w połowie: ok, Kate docenia barona, Kate "zakochuje się" w baronie [ale czy to jest aby miłość według naszych standardów?] Parokrotnie Kate dowiaduje się ciekawych rzeczy o świecie, ludziach i ich motywach działań w momencie, gdy już już jest pewna swej dojrzałości światopoglądowej i wydaje się jej, że zna całą prawdę o swych bliskich. Kate zaczyna się wahać i wychodzi ze swego czarno białego świata... I tu się opowieść kończy. Ba, Kate nie ma nawet okazji skonfrontować samej siebie i swoich potrzeb ze wspomnieniami ze swego pierwszego razu. Czy to źle? Niekoniecznie.
Ta opowieść jest niesatysfakcjonująca jako romans, ale pozostaje czas dłuższy w pamięci. To punkt wyjścia, skłania do zastanowienia i zmierzenia się z takimi kwestiami jak wiara w ludzkie dobro i dobre intencje, definicja miłości, a także szacunek wobec samej siebie kobiety wykorzystanej. Ciekawa. Ale niepełna dla osób ceniących całości uwieńczone happy endem lub zawierające wyraźny morał, obfite w jednoznaczne wnioski. Gatunek? Raczej powieść obyczajowa, "opowieść o kobietach", charakterystyczna dla pierwszej połowy lat 80tych. Kate - artystka nie jest jedyną ciekawą postacią płci żeńskiej zasługującą na uwagę. Warto przyjrzeć się bliżej trzem innym, drugoplanowym bohaterkom: byłej kochance barona, a później przyjaciółce Kate, następnie niegdysiejszej guwernantce, a następnie macosze bohaterki, a także żonie barona. Są równie intrygującymi, skomplikowanymi osobowościami. To opowieść o kobietach silnych i w znacznym stopniu wspierających siebie nawzajem, chociaż wciąż pozostających w świecie, gdzie pieniądze i władza należą do mężczyzn. A ci mężczyźni znajdują się zdecydowanie na drugim planie, traktowani trochę jak egzotyczne stworzenia, interesujące, ale odległe [przykładowo baron pozostaje w znacznym stopniu enigmą do samego końca]. Chłodne, oszczędne w stylu pokazanie złożoności relacji między bliskimi sobie z różnych powodów osobami i niejednoznaczności systemów moralnych to atuty tej książki.
W skrócie: to nie jest romans pojmowany standardowo, ponieważ happy end jest problematyczny, a zakończenie pozostawia czytelnika z wieloma pytaniami. Ale to są ciekawe pytania.
Brak scen erotycznych, oprócz ogólnie opisowych dotyczących uwięzienia bohaterki w połowie tekstu, totalnie nie przeszkadzał - taka konwencja - Holt bardziej interesuje napięcie emocjonalne między bohaterami niż mechanika samego aktu. Ocena, za intensywność: 2 mimo wszystko...
Trudno ocenić za pomocą punktów... po prostu dobrze się czytało, a więc mocne 8.