Przez ostatnie kilka dni czytałam kawałkami "Tapestry" Karen Ranney. Dziwne było to moje czytanie, najpierw stwierdziłam, że książka dobra, ale nie w moim stylu, w połowie - że już wszystko, co ciekawe, się wydarzyło i się zniechęciłam. W dodatku nie było obiecanej dramatozy. Na szczęście wróciłam do lektury, bo dramatoza była później
I druga połowa, dosyć paradoksalnie (a czemu paradoksalnie to już spoiler) była ciekawsza...
Przy chodzi mi na myśl bardzo banalne porównanie, ale nie powstrzymam się przed użyciem
"Tapestry" było jak perfumy, które mają różne nuty zapachowe, po kolei wyczuwalne. I tak miałam z tą książką, jak już mi się wydawało, że wiem jaki jest jej ton, w dwóch miejscach mnie zaskoczyła czymś nowym (w środku i pod koniec). I choć po pierwszych rozdziałach obawiałam się schematu, to po całości stwierdzam, że lektura satysfakcjonująca