Jestem tuż tuż po lekturze <span style="font-style: italic">Buntowniczki</span>. I mam mieszane uczucia. Raczej miałam jak czytałam. Od początkowego zainteresowania, uśmiechu i poczucia dobrego utrafienia w tytuł, po chęć rzucenia książką o ścianę pod koniec. Zresztą sama końcówka była jak dla mnie jedną wielką huśtawką. Raz miałam wrażenie, że Autorka totalnie zwariowała i nikt jej w takie bzdury nie uwierzy, by po chwili jakoś przyznać, że może i faktycznie, bohaterowie zachowują się beznadziejnie głupio, ale właściwie jest możliwe żeby tak się zachowali
Jak dla mnie dziwna książka, bardziej ją lubię niż nie lubię, a to o tyle dziwne, że cholernie trudno uwierzyć mi w kobietę, która pokochałaby faceta, który zrobił jej coś takiego, z drugiej strony gdzieś wydaje mi się, że być może to co jej zrobił było jednym z niewielu sposobów, aby wyprowadzić ją z tego zaklętego kręgu w jakim tkwiła. Jego totalnie głupie zachowania dały w efekcie dobry rezultat. I to w tym jest najgorsze.
I nie wiem. Nadal.
Coulter nadal lubię