Kawko, nie wiem, czy moja teoria cię zadowoli, bo ona się nie odnosi do tego, że Lily jednak odnalazła się w towarzystwie. To już odpuszczam, niech będzie, że ją Elizabeth tak wyszkoliła.
Ja raczej chciałam pisać o tym, że mnie Balogh najbardziej irytuje/nudzi, jak zaczyna rozpisywać się o kobiecej niezależności. Jest kilka książek, gdzie to jest bardzo zaznaczone, Balogh pisze o tym jak najbardziej wprost, nie przez akcję, a przez słowa bohaterek. Tak jest właśnie w Nocy miłości, tak jest w Mężczyźnie doskonałym, w Arii namiętności chyba też, trochę w Niezapomnianym lecie, generalnie w tych nowszych jest tego dużo, a najwcześniej chyba w The Gilded Web, u nas niewydanej, pojawiło się to w takich ilościach.
Żeby nie było - ja przeciwko emancypacji kobiet nic nie mam
Ale czy mam ochotę czytać o tym w romansach? Nie. A na pewno nie w taki sposób, w jaki raczy mnie tym Balogh. Nie lubię u niej tego, zresztą przy takim natężeniu jak u niej ostatnio to już przegięcie z nakładaniem współczesnych idei na okres regencji
Ja chcę romansów, nie pogadanek o feminiźmie. Nie wiem, może to po prostu nie to pokolenie.
Oczywiście że walka płci pojawiać się będzie w romansach zawsze, ale sposoby na to są różne, a ja już wolę też przez wiele osób krytykowany styl SEP niż przynudzanie Balogh.