Najlepsze oczywiście Białołęcka: Szczeniak, Brzezińska: Po prostu jeszcze jedno polowanie na smoka, Kołodziejczak: Smoczy biznes, Mortka: Smok, dziewica i salwy burtowe.
A te w których nie ma smoka (właściwie) to Kossakowska: Smok tańczy dla Chung Fonga (smok występuje epizodycznie i tak naprawdę nie ma znaczenia), Surmik: Łyz smoka (występuje smocza skamielina, żywego brak), Szolc: I to minie (kolejna smocz skamielina, która pojawia się w wizji, poza tym "córka smoka" czyli córka cesarza chin - tak naprawdę nie ma nic wspólnego z moim ukochanym gadem), Mortka: Smok, dziewica i salwy burtowe (mimo, że to jedno z najlepszych opowiadań, smoka nie było, był tyranozaur albo jakiś alozaur, o którym bohaterowie mówili, że to smok. Podobnie nie było dziwicy, tylko nawiedzony prawiczek
). Studniarek: Mój własny smok (opowiadanie o facecie, którego psychoza objawiała się w postaci żyjącego w nim smoka, który coś tak mu od czasu do czasu poszeptywał), Szostak: Raport z nawiedzonego miasta (występuje coś w rodzaju smoka, chociaż badziej pasuje tu określenie zmora, bo smok to to na pewno nie był. Pasiasty stwór, mieszanie bazliszka z potwirem z piekła rodem, równie rzeczywistym co nierzeczywistym).
Czyli na 12 opowiadań połowa nie była o smokach. Jak na Księgę Smoków to całkiem kiepsko.