radosny Kem w kolejnym utworze
<span style="font-style: italic">A teraz, jak sądzę, muszę pójść się ubrać i przygotować na wyrzucenie na śmietnik życia, jakie znam. Ale ty, Devellyn, zapłacisz mi za to.
- Cóż, pomyśl o tym jako o swego rodzaju kompromisie, staruszku - powiedział Devellyn, wychodząc za nim z pokoju. - Przypomnisz sobie, że gdzieś w tej rodzinie krąży sobie tytuł książęcy. Ten, który powinien być twój, a którego ja niespecjalnie pragnę.
- Tak, cóż, właściwie nie spędza mi to snu z powiek - odparł Kemble, idąc szybko korytarzem.
- A jednak najlepiej byłoby, gdybyśmy zachowali tytuł bezpiecznie uczepiony naszej gałęzi drzewa genealogicznego, nieprawdaż?
Kemble obrócił się, by stanąć z nim twarzą w twarz.
- Moja gałąź tego drzewa ułamała się dawno temu - powiedział lodowato. - I zapewniam cię, Devellyn, że nie chodzi tu o zawieranie kompromisu.
- Ja myślę, że tak - odrzekł Devellyn. - Kiedy Sidonie mnie poślubi, wszyscy będziemy połączeni dość nierozerwalnie, czyż nie? I w końcu wszystko zostanie poukładane tak jak powinno, że tak powiem, bo tytuł książęcy przejdzie ostatecznie na twojego siostrzeńca.
- Ja nie mam siostrzeńca - powiedział sucho Kemble.
Devellyn zarzucił mu rękę na ramiona.
- Okropne przeoczenie z twojej strony, kuzynku - powiedział. - Ale ja usilnie pracuję nad jego naprawieniem.
W korytarzu zapadła długa, ciężka cisza.
- Ciesz się, Devellyn, że moja prawa pięść jest poobijana - odpowiedział wreszcie Kemble. - Bardzo, bardzo się ciesz.
</span>
dlaczego pięść była obita?