Chyba muszę przetrzeć oczy ze zdumienia. Że głupie
Ojej
Cóżby to była za dramaturgia gdyby nie te mdłości, kiepski środek lokomocji, fatalne drogi, wiatr i gradobicie... A tak jest bardzo strasznie, emocje sięgają zenitu i ogólnie czytelnik ma poczucie, że to koniec końców. A i Autorowi jest dobrze. No bo jakby musiał się umęczyć z umotywowaniem takiego dajmy na to poronienia gdyby było bez mdłości, mercedesem z klimatyzacją, autostradą i w pełnym słońcu. A tak dwie pieczenie przy jednym ogniu...
To ja raczej pójdę kończyć tę Beverley, może mnie natchnie. To znaczy, może oni w końcu skonsumują ten związek, bo ja już zaczynam się frustrować. No!
A miałam milczeć. No!