Strasznie to dziwne i nie do końca jestem w stanie to zrozumieć, ale ja jestem tutaj bardzo młodym użytkownikiem (dobre, że chociaż w tym jestem młoda
) i może jeszcze nie do końca nauczyłam się pewnych rzeczy. Ale trudno...
A więc tak - ze dwa dni temu przeczytałam Dodd <span style="font-style: italic">Narzeczoną</span>. Była całkiem niezłą odpowiedzią na moje poczucie bezsensu i powtarzalności i ogólnego kiepskiego nastroju czytelniczego jaki mnie gnębił od jakiegoś czasu.
A zaczęło się tak. Zachęcona bardzo miłą lekturą <span style="font-style: italic">Brzydkiej narzeczonej</span>, podbudowana pozytywnymi opiniami kilku osób z chęcią sięgnęłam po <span style="font-style: italic">Narzeczoną</span>. Bez zbędnych oczekiwań, ale w poczuciu, że skoro klimat jednej książki odpowiadał mi, to być może i z drugą będzie tak samo. I wiele się nie pomyliłam.
Dodd od samego początku mnie zaciekawiła. W bardzo podchwytliwy sposób rzuciła kilka tajemnic, wprowadziła ciekawych bohaterów, powiązała ich razem i wysłała w misję. Powiało tajemnicą i to nie taką, która raz, dwa zostanie rozwiana lub rozwiązana, albo czytelnik o niej zapomni za czas krótki, zbyt krótki. Iskierki między Mary/Ginewrą a Sebastianem pojawiły się w odpowiednim czasie, zagrały i zapowiedziały całkiem miłe starcie, bo że do takiego dojdzie czytelnik nie ma wątpliwości. Mieszanka fascynacji, nienawiści, zainteresowania również zapowiadała się ciekawie.
Swoistym bonusem, jak dla mojego czytelniczego zmysłu, było wprowadzenie Haddena. Młodego człowieka, zafascynowanego otaczającym światem i jego mieszkańcami. W jednej z pierwszych rozmów rodzeństwa miałam nieodparte wrażenie, że to właśnie on – mimo swojej ogólnej młodości i braku doświadczenia – akceptuje swoją siostrę zarówno jako Mary jak i jako Ginewrę, a właściwie jako jedną osobę. Hadden stanowczy, obiecujący szczęście siostrze, uwikłany w przeszłość (Dodd daje odczuć czytelnikowi, spory udział Haddena w wydarzeniach sprzed lat) stał się dla mnie równie ważny jak Sebastian, Mary czy lady Valery. Zaciekawił i mogłam mieć tylko nadzieję, że w pewnym momencie Dodd o nim nie zapomni. Nie zapomniała
Przynajmniej do czasu
Bardzo podobały mi się wstawki dobrej gospodyni. Na początku śmieszne, niekiedy humorystyczne, później uwypuklały różnice między Mary i Ginewrą, a niekiedy mnie przynajmniej pozwalały do końca zrozumieć jej zachowanie. Jak dla mnie świetny pomysł i dobre wykonanie.
Skłamałabym gdybym powiedziała, że nie ruszyły mnie sceny między Mary, a Sebastianem. Można dyskutować o motywacji faceta w sytuacji Sebastiana, jego działaniu, rozładowywaniu frustracji i metodach postępowania wobec kobiety z którą w jakiś sposób związany jest emocjonalnie – choć najbardziej prawdopodobne, że sam nie umie nazwać tej relacji- ale nie miejsce ani czas na to tutaj. Tutaj mogę tylko powiedzieć, że Narzeczona pozwoliła mi odczuć dawno nieodczuwane literacko emocje wynikające z kontaktów intymnych książkowych bohaterów. O, Matko, ale to zabrzmiało
Ja w każdym razie znalazłam w ich kontaktach siłę emocji, namiętność, podporządkowanie, chęć dominacji. Gdzieś później, pod koniec sceny w trakcie której Mary traci dziewictwo, znalazłam i cieplejsze uczucia. I jak dla mnie było to bardzo w porządku. Mnie specjalnie nie trzeba przekonywać, że wyszli od niezadowolenia, frustracji i chęci rozładowania emocji, ukarania tej drugiej strony i ciekawości, a doszli do czegoś choćby odrobinę cieplejszego. Wiarygodne to i rzetelne (w miarę
) jest to.
Podobnie jak Hadden, spodobał mi się Ian. A dokładnie to, że okazał się tym za kogo go nie uważałam. Dodd udało się mnie oszukać i jako czytelnik czuję się z tego powodu zadowolona. Przypisywałam mu zupełnie inne motywacje, o co innego podejrzewałam, ale opcja Dodd mnie zadowoliła w pełni. Ian okazał się w gruncie rzeczy przyzwoitym facetem jak na warunki w jakich żył i w jakich postanowił trwać. Nawet przekonały mnie jego wyrzuty sumienia. A co mu tam, niech mu będzie. Również jego znajomości z Haddenem mogłam tylko przyklasnąć czytelniczo.
Dlatego, na diabła, zdziwiły mnie te widziane przez Iana aury, czy jak to zostało w <span style="font-style: italic">Narzeczonej</span> nazwane. O ile fascynacja Haddena Szkocją, wierzeniami, mogła wpisać się w postać młodzieńca, o tyle nie jestem w stanie zrozumieć tej zdolności Iana. No dobrze, pewnie byłabym w stanie gdybym widziała jakiś jej cel, gdyby to miało stanowić jakieś potwierdzenie, dowód do przekonania Haddena, albo cokolwiek innego to może. Ale albo tego nie ma, albo ja tego nie wyłapałam. Zresztą od razu zaczęło mnie prześladować pytanie – jak u licha taki Ian ze swoimi zdolnościami mógł przez tyle lat żyć wśród takiej rodziny. Jak mógł patrzeć przez lata na to, co tam wiruje wokół tych ludzi, to musiało być cholernie traumatyczne przeżycie. Może facet ma szczęście, że nie zwariował. Do reszty
Hmm, ale tak na marginesie muszę się przyznać – lubię go. Jest ludzki, taki na wyciągnięcie ręki.
Lady Valery ze swoimi niezaspokojonymi żądzami bawiła mnie i śmieszyła. Podobnie jak wujkowie, którzy to jakoś bardzo żałośnie wypadli w kilku scenkach. Sama końcówka ani mnie nie rozśmieszyła, ani nie wywołała jakiś specjalnych emocji. Może tylko, że po kobiecie, która uwiodła pół świata spodziewałam się czegoś więcej. Choćby klasy, ale może każdy wiek ma swoją klasę
Co jeszcze?
Końcówka <span style="font-style: italic">Narzeczonej</span> mnie w jakimś sensie rozczarowała. Z kilku powodów, a jednym z nich jest zawieszenie fabuły w bliżej nieokreślonej próżni.
Jako czytelnik nie byłam w stanie opowiedzieć się w końcowych scenach ani za Sebastianem, ani za Mary. Każde z nich miało całkiem przekonujący zestaw argumentów przemawiający za swoim postępowaniem. Mary ze swoją chęcią podzielenia pieniędzy i Sebastian z brakiem zgody na to, oraz tak wyraźnym przeciwstawieniem się swojej wcześniejszej obietnicy byli dla mnie wiarygodni. Zarówno jedno jak i drugie. Bliżej emocjonalnie było mi do Sebastiana, choć mam świadomość, że to raczej mniej romantyczne niż popieranie Mary, ale trudno. No dobrze, Mary na dachu wybaczyła Sebastianowi wszystko co złe, ale moja materialna dusza pyta - co ze spadkiem? Pewnie w myśl dobroci serca i wyrozumiałego męża zostanie on podzielony i większą część Mary odda rodzinie, a mniejszą bratu. Trudno, niech i tak będzie
ale powiem, że żałuję, że ten spór nie został jednoznacznie zakończony. Może łatwiej byłoby mi wtedy zrozumieć Sebastiana, który to tak ochoczo zgadza się pielęgnować żonę w znienawidzonym domu wśród znienawidzonych ludzi. W domu w którym pobyt traktował jako coś koniecznego do dokonania zemsty, niechętnego, nienawistnego. A robi to ochoczo w momencie szczególnym. Wtedy kiedy odnajduje swoje szczęście, swoją kobietę i swoją miłość. A może to tylko ja mam taką wredną, nieprzebaczającą duszę
i sama miłość do Mary zabliźniła jego wszelkie rany i bolączki.
Chciałabym dowiedzieć się jeszcze co stało się z Haddenem i Ianem. Choćby w jednym zdaniu, choćby mimochodem, choćby przez akceptację tego co zrobili, jak uratowali Mary, zapobiegli szantażowi. No chyba, że miało to wszystko odbyć się za jej plecami, tyle, że w takim wypadku moja ocena wrażliwości, świadomości i ogólnej spostrzegawczości Mary znacznie spada, bo z mądrej, przewidującej, patrzącej trzeźwo na świat kobiety robi się straszna zapominalska. A o to ją nie podejrzewam. I tu mam pewien dyskomfort, którego wolałabym nie mieć.
Być może zmęczyło mnie upchnięcie na ostatnich stronach tak dużej ilości rozwiązanych wątków. Ogólnie cenię gdy są rozwiązane, ale tutaj miałam wrażenie, jakby wszystko zwaliło się na moją czytelnicza głowę w jednym momencie. Sprawa zabójstwa Besseborougha, a właściwie jej wyjaśnienie i rola Mary w zabójstwie tak samo mnie zadowoliły jak rozczarował ten nieszczęsny szantażysta.
Tak z perspektywy czasu i w obawia przed krytyką (chociaż to mniej
) zastanawiam się, że może właśnie to spowodowało, że nie umiałam wychwycić tego zakończenia, o które tak się dopominam.
I tu pewnie należałoby wkleić moje zdanie na temat niedociągnięć autorskich i mojego stosunku do nich jakie zamieściłam gdzieś w jakimś innym temacie. Lubię Dodd i dlatego pozwoliłam sobie powiedzieć co mi się w <span style="font-style: italic">Narzeczonej</span> nie podobało. Do końca. Bo ogólnie podobało mi się bardzo.
Ogólnie powiem, że moim zdaniem <span style="font-style: italic">Narzeczona</span> to dobra pozycja. Godna polecenia i zadowolenia czytelniczego.