Mnie do Intruza zagoniła nuda, nawet mimo ciężkiego przerażenia, że zryje mi psychikę bardziej niż Zmierzch.
Ale się pozytywnie rozczarowałam, na szczęście. Początek nudnawy, ale gdy akcja ruszyła z miejsca spodobało mi się.
Przeczytałam i szczerze mówiąc gdyby nie parę pierwszych i parę ostatnich stron to w życiu bym nie powiedziała, że to tej samej autorki co Zmierzch (chyba przede wszystkim dlatego że nie ma tam żadnych cudacznych wampiórów co by mnie wyprowadzały z równowagi) Pomysł naprawdę ciekawy i wykonanie też niezłe (no może poza paroma fragmentami).
Główna bohaterka Wagabunda, fajna bardzo (i to nawet przez większość czasu, tylko na koniec SM trochę jej w główce przestawia, jak to ona). Dwie denerwujące mocno postacie: Melanie (mówcie co chcecie, ale napisana chyba na podstawie Belli z dodaniem lekkich skłonności do brutalności, grrr) i Jared (jak dla mnie to może startować do konkursu na śfinię literacką, frajer znajdzie się w czołówce). No i jedna postać po prostu SUPER, czyli Ian (ufff, żeby takiego spotkać No i mam słabość do połączenia ciemnych włosów i błękitnych oczu ). W ogóle to muszę przyznać, że doznałam pewnej słabości jeśli chodzi o Iana. Jak to leciało... "człowiek tak dobry, że mógłby być duszą i tak silny, jak tylko człowiek potrafi być"? Fajnnnyy byyył...
Co do zmaszczonych fragmentów, to na pewno można za nie uznać okolice początku. Wagabunda jakoś dziwnie szybko ulega sugestii Mel i w ogóle na początku jest ta postać strasznie słabo skonstruowana, wydaje mi się że pokazuje co potrafi dopiero po pierwszym spotkaniu z Jaredem. Następnie zaliczyłabym do tej kategorii koniec, jak nagle Meyer przerabia jej psychikę
na dziwnie „bellowską”
Oczywiście Meyer nie była by sobą gdyby nie było motywu „obsesyjnej” miłości. Tym razem ciężki przypadek między Mel a Jaredem. Ja oceniam że to nawet cięższe niż w Zmierzchu skoro koleś cały czas knuł tylko jak się Wagabundy pozbyć (parę drastycznych scen).
Jest parę komicznych fragmentów (utarczki między Jaredem i Ianem i między Ianem a Mel).
Ale ogólnie książka mnie się wydaje niezła i naprawdę wciągająca.
Chociaż może, bardziej chodzi o to, że jednak coś się tu dzieje. W Zmierzchu wykończały mnie nieskończenie długie peany uwielbienia na cześć Edka. Tu oczywiście też można znaleźć fragmenty pod tytułem: "jaki to Ian/Jared jest urodziwy", ale ogranicza się to do paru krótkich zdań. I większość książki, a przynajmniej ta część co mnie się podobała, to jednak jakaś akcja.