Obiecuję, że postaram się mówić jasno, krótko i przystępnie. <span style="font-style: italic">O Lęku przed miłością.</span>
Przeczytałam. I podobało mi się
I już.
Chciałybyście
Z zarzutami Jadziowymi, które wyczytałam na pierwszej stronie wątku raczej się nie zgadzam, ale też specjalnie nie poczuwam się do dyskutowania o nich, bo mam wrażenie, że część z nich wynika z gustu i preferencji, a o tym raczej się nie dyskutuje
Ogólnie <span style="font-style: italic">Lęk przed miłością</span> może nie jest jakąś wybitną pozycją Becnel, być może w moim własnym rankingu nawet jedną z słabszych, ale nie powiedziałabym, że jest złą. Jest kilka rzeczy, które mi się spodobały i kilka, które są odmienne od tego, co u niej do tej pory wyczytałam u Becnel i dla mnie stanowi to plus książki.
Mam wrażenie, że <span style="font-style: italic">Lęk przed miłością</span> jest odważniejszy w sprawach kontaktów damsko-męskich, sfery odczuć fizycznych i fizyczności własnego ciała bohaterów. Pewnie to jakoś całkiem nieźle współgra z profesją Hester, która uczy jak podkreślać i wykorzystywać swoją fizyczność. Właściwie to taka sezonowa szkoła sprzedaży – siebie, własnego ciała i umysłu, no i własnej przyszłości. Może rzeczywiście takie obdarcie życia z ułudy i sprowadzenie go do poziomu sprzedaży siebie współgra z bezpośrednim mówieniem o fizyczności. Baa, nawet z tego co pamiętam, to nawet z samozaspokajaniem Adriana.
Ja po lekturze mogę na pewno powiedzieć, że cieszy mnie fakt, że nie jestem mężczyzną, który musi radzić sobie z jakąś niemożliwą do okiełznania żądzą, która to nie pozwala mu nawet jeździć konno przez ileś tam godzin – chyba było tam coś takiego. Swoją drogą kiedyś to były emocje, nie to co dzisiaj
Lubię Becnel za pewną dozę niepewności, niedopowiedzeń i możliwość drobnej kreacji czytelniczej. Może dlatego tak spodobała mi się końcówka, w której główna bohaterka wcale nie rzuciła się ojcu i macosze na szyję i wcale jednoznacznie, bezwarunkowo nie zaakceptowała związku ojca ze swoją „starą” przyjaciółką. Pomysł, że nie złościła się na ojca zbyt długo nie ze względu, na to, że pogodziła się z jego związkiem, ale dlatego, że w tym czasie była zbyt uszczęśliwiona narodzinami swojego syna, jak dla mnie jest ok. Prymat ważności. Czy jest to prawdopodobne zbyt czy niezbyt to zupełnie inna sprawa, ale mnie to i tak i tak się spodobało.
Aha, no i to zestawienie lord, panów, lady i pań – zwróciłam na to uwagę zanim wyczytałam to w zarzutach Jadzi, więc proszę o wyrozumiałość. Być może zupełnie błędnie, nierozważnie i całkowicie z nieuzasadnionych powodów, ale ja to rozróżnienie odebrałam jako próbę – może niezbyt udaną i mogę się zgodzić, że komuś to nie odpowiada – pokazania z jednej strony emocji bohaterów przejawiających się różnicowaniem zwrotów z drugiej nadania im pewnej władzy w sferze narracji.
Prawda, że znowu się plączę
Mnie w każdym razie przekonała Hester, która zwraca się do kogoś tam lady Ainsley, a kawałek później zła na tę osobę, myśli o niej jak o pani Bennett, a to niezadowolenie i chęć jego wyrażenia narastają do tego stopnia, że pod koniec książki, nie panując nad własnymi emocjami w rozmowie bezpośredniej stosuje zwrot – pani Bennett. Może był to celowy zabieg, może przypadek, ale jak dla mnie jest wiarygodny i mnie się podobał.
Ogólnie życzyłabym niektórym autorkom tak nieudanych pozycji jak <span style="font-style: italic">Lęk przed miłością</span>, a samej Becnel, jak najmniej takich <span style="font-style: italic">Lęków przed miłością</span>.