Właśnie, Hot Shot... gdybym miała to polecić komuś (tzn komuś = romansoholiczce) to na pewno z zastrzeżeniem, że główny bohater romansowy pojawia się w środku książki
Dlaczego? Bo zawiedzione oczekiwania wkurzają i zniechęcają najbardziej. Jeśli ktoś sięgnie po Hot Shot, oczekując typowego romansu (w tym współczesnym ' ujęciu) to tak, może się rozczarować - nie jakością książki, ale właśnie tym środkowym twistem (którym nie jest wcale twistem, jeśli weźmiemy książkę za zwykły obyczaj). Bo będzie kibicował bohaterowi, który przegra.
Ja też jak czytam romans, to od pierwszej strony wyłapuję kto z kim, to chyba normalne
Czasem mi dziwnie, jak choćby po jednym rozdziale jest jakaś niespodzianka (np Lorraine Heath, Parting Gifts), a co dopiero w połowie książki.
A Hot Shot mi się bardzo podobało, ale wcześniej się zorientowałam, że Sam to nie ten jedyny - nie wiem, co by było w innym wypadku