Zaliczyłam ostatnią księżniczkę, czyli <span style="font-weight: bold">Poślubić księżniczkę</span>. Postępowanie podobne jak przy poprzedniej, czytam początek, szybko kartkujemy resztę, szukąjąc fragmentów mogących mnie zainteresować, niewiele takich było, a następnie wnikliwie czytamy ostatnie kilkadziesiąt stron. Wrażenie podobne do tych z lektury części poprzednich. Sorcha głupia jak but, Raigner nie lepszy, obydwoje dumni, on by wszystko chciał załatwić seksem (i załatwia w każdą, noc, bo ona nieszczęsna niewolnica swych żądz, nie jest w stanie mu się oprzeć, ale w dzień się wścieka, bo on ją okłamał), ona zaś pragnie rozmowy i przeprosin. Gdzieś w tle jest babka, królowa Klaudia i sprawy królestwa, ba nawet cud jeden jest <span style="font-size: 7px; line-height: normal">Raigner umiera, ale ożywa, bo jego duch uleciał do celi Sorchy dotknął jej krzyżyka, ten go poparzył i duch wrócił do ciała Riagnera</span>, dramatyczna walka o tron
( rozumiem, ze w książce, której akcja rozgrywa się w nieistniejącym księstwie, odzyskanie tronu nie może nastąpić w prawdopodobny sposób
, i w ogóle wszystko musi być wzięte z Księżyca
) I na koniec te pogodzenie
.... a tak w tej książce prawdopodobieństwo nie obowiązuje.