Teraz jest 21 listopada 2024, o 13:37

Młoda pani Sherbrooke - Catherine Coulter (Agaton)

Alfabetyczny spis recenzji ROMANSÓW HISTORYCZNYCH

Czy ta recenzja jest pomocna?

Tak
6
100%
Nie
0
Brak głosów
 
Liczba głosów : 6

Avatar użytkownika
 
Posty: 11157
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Nibylandia
Ulubiona autorka/autor: nie posiadam

Młoda pani Sherbrooke - Catherine Coulter (Agaton)

Post przez Agaton » 1 stycznia 1970, o 02:00

"Młoda pani Sherbrooke" - Coulter Catherine


Autor: Coulter Catherine
Tytuł: Młoda pani Sherbrooke (The Sherbrooke bride)
Tłumaczenie: Peplak Ilona
Wydawnictwo: bis
Gatunek: romans historyczny



Na początku od razu zastrzegam, iż w tej recenzji zawarłam odrobinę więcej szczegółów zdradzających fabułę niż, nieco zagadkowy, opis znajdujący się na tylnej części okładki. Nazbyt wiele nie odsłaniam, jednak osobom, które pragną poprzestać na ów króciusieńkim opisie odradzam czytanie tego, co tu zamieszczam.



Ludzkim życiem lubi rządzić przypadek. O naszym losie nierzadko decydują wybory i działania innych osób. Snując plany powinniśmy brać poprawkę na nieprzewidziane okoliczności. O tej prostej prawdzie zapomniał hrabia Northcliffe, mężczyzna, który zawsze osiągał to, co postanowił, czy w to życiu codziennym czy w wojsku, spełniając swój obowiązek wobec ojczyzny. W wieku lat 28, poddając się woli nieustannie go nachodzącej dalszej i bliższej rodziny, postanawia wejść w związek małżeński. Całkowicie zdając się w tym na ślepy los, wysyła swego kuzyna, Tony 'ów, poślubił nieziemsko piękną Melisandę, córkę diuka Beresfordu. Jednocześnie sam, chcąc po raz kolejny zasłużyć się ukochanemu krajowi, decyduje się spełnić tajną misję dla rządu. Jego zdumienie nie zna granic, gdy, po powrocie na zamek, w sypialni hrabiny, zamiast cud kobiety, zastaje dziewczę, wyglądające całkiem zwyczajnie, a którego nigdy wcześniej nie dane mu było na oczy oglądać. A przynajmniej tak mu się wydaje. Okazuje się, że upragnioną Melisandę zdążył już pojąć za żonę sam kuzyn – posłaniec, który zarazem w imieniu hrabiego zawarł małżeństwo per procura z młodszą siostrą piękności, niejako w formie zadośćuczynienia za "zdradę".

Douglas, bo takie imię nosi nasz młody bohater, ma niełatwy orzech do zgryzienia. Choć on o tym nie wie, jego młodziutka żona, Aleksandra, jest w nim zakochana od kilku lat i nie tak łatwo da się odstawić na boczny tor. Hrabia stara się za wszelką cenę zniechęcić do siebie młodziutką kobietę i postanawia unieważnić związek, stwierdzając, iż został oszukany przez kuzyna, diuka oraz Alex. Dziewczynie zaś nie jest łatwo. Stara się jak może, by robić dobrą minę do złej gry, ale każda kolejna rozmowa z mężem napawa ją zwątpieniem w słuszność swojej decyzji. Upokorzenia z jego strony szybko zmienia spokojną i opanowaną Aleksandrę w kobietę zdecydowaną i pewną swego. Jak w tej sytuacji uda się bohaterom odnaleźć? Czy tytułowa młoda pani Sherbrooke zdobędzie szacunek i miłość hrabiego?


Na "Młodą panią Sherbrooke" szykowałam się od dłuższego czasu. Najpierw musiałam sobie przypomnieć, jaki to był tytuł, bo niestety pamiętałam tylko zarys historii, na dodatek pomieszany w mojej głowie z innym dziełem. Wynika to z faktu, iż często czytam streszczenia fabuły na portalu literackim, jednak robię to w takim natężeniu, że zdarza mi się je później mylić. Potem usiłowałam złowić książkę w bibliotece. Wreszcie ją zdobyłam i, koniec końców, przeczytałam. Różne pozycje literackie dane mi było czytać ostatnio, jednak akurat nad tą szczególnie się skupiałam i zastanawiałam.

Wrażenia z lektury są jak najbardziej pozytywne. Czytało się bardzo przyjemnie i do tego szybko. Opowieść była ciekawa, przez kolejne strony nie przelewała się fala słodyczy, można nawet było wyczuć cierpką nutę, ale to wciąż było miłe, bez cierpienia i wielkich tragedii dotykających bohaterów.

Na pierwszy ogień idzie humor, który szczególnie był widoczny z początku, gdy drogi pan hrabia dowiaduje się o niechcianej narzeczonej. Jego rozmowa ze służącym to było cudo. Dalej, chociaż w miarę sympatycznie, do śmiechu już mi tak nie było. A już pierwsze kontakty Douglasa z Aleksandrą do przyjemności nie należały - ja bym dziada udusiła.

Sama postać Alex bardzo mi się podobała. Niewinne, trochę idealistyczne dziewczątko o żelaznej woli i godnej pozazdroszczenia determinacji. Nie jest oszałamiającą pięknością, przez co musiała udowadniać swoją wartość przymiotami charakteru, zwłaszcza gdy była porównywana do siostry - kobiety o zjawiskowej urodzie i dorównującej jej, z początku, ale zawsze jednak, próżności. Gdy na wstępie Aleksandra potulnie znosiła drwiny i przytyki małżonka, miałam ochotę nią potrząsnąć i kazać jej się ogarnąć. Trafił jednak swój na swego, bo dziewczyna bardzo szybko się pozbierała i pokazała "Panu i Władcy", że nie poślubił popychadła, tylko dumną kobietę z krwi i kości. Przy takim obrocie sprawy doping z mojej strony dla młodej pani Sherbrooke ogromnie wzrósł.

Douglas na początku drażnił mnie niemiłosiernie, znalazł się koneser damskiej urody. Chciał piękną żonę, tylko dlaczego przy okazji głupią i zapatrzoną w siebie? Szybko okazało się, za sprawą Aleksandry, że nie tego potrzebuje. Wyszedł na ludzi, pajac jeden, tylko trochę trwało zanim zrozumiał swoje uczucia.

Sinjun, siostra głównego bohatera, żywa, inteligentna i oryginalna piętnastolatka, wzbudziła we mnie wielka sympatię, w czym zapewne nie jestem osamotniona. Nawet Ryder, młodszy brat Douglasa, mimo swoich ewidentnych wad, obudził we mnie cieplejsze odczucia, gdy piorunująca uroda Melisandy nie zrobiła na nim większego wrażenia i wolał towarzystwo brzydszej z sióstr. Fakt, że mierzył wszystkie kobiety jedną, sobie właściwą miarą, pominę. Pechowy kuzyn - posłaniec, Tony, ujął mnie, oczywiście, swą "życiową mądrością", doskonale zdając sprawę z tego, na co się pisze, pojmując piękność na żonę.

Trochę mnie zasmuciła głupota obu matek. Jedna nie mogła pogodzić się z faktem, że lata jej młodości dawno już odeszły w niepamięć. Druga umiała patrzeć najdalej kilka dni w przód, chcąc wydawać kolejne pieniądze na nowe suknie i stroje dla pięknej córki, których to pieniędzy, tak w rzeczywistości, nie było. Pewnie obydwie kobiety kochały swoje dzieci, jednak, ze względu na moją chroniczną niechęć do idiotyzmu, nie udało mi się wykrzesać wobec tych pań choćby iskry sympatii.

Do tego dodam Melisandę. Ja, mając tak zadufaną w sobie siostrę, palnęłabym ją w ten cudny łepek. Ale akurat jestem trochę w gorącej wodzie kąpana.

Przykra była utrata pierwszego dziecka hrabiowskiej pary, jednak w tamtych czasach, a pamiętajmy, iż jest to początek XIX wieku, sytuacje takie nie zaskakiwały.

Co się zaś tyczy czarnych charakterów, to jeden z nich nie był nawet taki czarny jakby się mogło wydawać. Może raczej szary, zniechęcony i rozgoryczony. Chociaż już ten drugi był i zły i żałosny. I tacy bohaterowie musieli się pojawić, życie przecież także nie jest usłane różami. Nazbyt łatwe sukcesy i przyjemności przestają tak cieszyć.

Ogółem było tak, jak być powinno. Ciekawie, miło, nienachalnie.

W skali do 10 dałabym książce mocne 8, chwilami o pół oceny w górę, chwilami o tę samą wartość w dół.

Sceny płomiennie oceniam na 3 płomienie.
Ostatnio edytowano 2 marca 2011, o 23:49 przez Agaton, łącznie edytowano 1 raz

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 1 stycznia 1970, o 02:00

dzięki

mi się podoba

jak dla mnie przyda się dopowiedzenie kim był np Sinjun, Ryder - ich imiona padają i dla "wtajemniczonyh" czyli wczytanych to oczywiste, ale dla żuczków takich jak ja, co to pamięc do imion w fabule mają...eee... niespełniającą pewnych standardów, to trudne...

Avatar użytkownika
 
Posty: 11157
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Nibylandia
Ulubiona autorka/autor: nie posiadam

Post przez Agaton » 1 stycznia 1970, o 02:00

Dopowie się, dopowie te kilka rzeczy. Na pewno wkrótce wszystko powinno być już w porządku.

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Młoda pani Sherbrooke - Catherine Coulter (Agaton)

Post przez Fringilla » 1 lutego 2010, o 04:26

Recenzja autorstwa Agaton:



Autor: Coulter Catherine

Tytuł: Młoda pani Sherbrooke (

Tytuł oryginału: The Sherbrooke bride

Cykl: Panna młoda (1 tom)

Tłumaczenie: Peplak Ilona

Rok wydania polskiego: 1998

Wydawnictwo: bis

Rok wydania oryginału: 1992

Avatar użytkownika
 
Posty: 1315
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:19

Post przez Heidi » 21 marca 2011, o 12:28

Wspaniała recenzja, po niej ma się ochotę jeszcze raz sięgnąć po książkę :)

Avatar użytkownika
 
Posty: 153
Dołączył(a): 24 lutego 2011, o 17:59
Lokalizacja: śląskie

Post przez Arvene » 24 marca 2011, o 23:05

Zgadzam się! Wspaniała recenzja i idę szukać e-booka, bo akurat skończyłam poprzednią książkę :)
Przekaż 1% -> http://dzielo.pl/

Avatar użytkownika
 
Posty: 65
Dołączył(a): 20 marca 2011, o 18:24

***

Post przez KarolaBas » 8 kwietnia 2011, o 16:23

Równiez dołączam do grona zachwyconych recenzją i ja - poniewaz wczesniej nie czytałam - chętnie siegne po te pozycję. Dziękuję!


Powrót do Recenzje romansów historycznych

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 59 gości