Słyszałam ostatnio niezły kawał, mam nadzieję, że go nie "spalę", bo napiszę z pamięci
Policyjny patrol przy ruchliwej drodze. Policjanci złapali już bardzo dużo aut za nadmierną prędkość, wlepili mnóstwo mandatów, kieszenie mają wypchane łapówkami. Po pewnym czasie ogarnia ich nuda i wpadają na pomysł.
Nadjeżdża wolno żuk. Zatrzymują go, kierowca uchyla zdziwiony szybę.
- Dzień dobry. Jest pan szczęśliwcem. W zamian za to, że jest pan dzisiaj jedynym kierowcą, jakiego dziś zatrzymaliśmy, jadącym przepisowo, otrzymuje pan w nagrodę 1000 zł od nas - mówi jeden z policjantów.
- O cholera, jak fajnie, kupię sobie wreszcie prawo jazdy - woła ucieszony kierowca, na co policjanci wytrzeszczają oczy.
- Niech panowie go nie słuchają, on jest pijany!!! - krzyczy żona kierowcy i trzepie go w łeb.
- Nikt mnie nie słuchał! A mówiłam, żeby nie kraść tego auta! - dobiega biadolenie babki z tyłu samochodu.
W pełnej konsternacji ciszy, jaka nagle zapada do uszu policjantów dochodzi szept dziadka ukrytego w bagażniku:
- Przejechaliśmy wreszcie przez tą granicę?!