Któraś z wypowiedzi przypomniała mi, co jeszcze mnie wkurzało w Lęku przed miłością. Jak teraz o tym myślę to dziw, że w ogóle tą książkę do końca doczytałam
Chodzi mi mianowicie o to, że - nie wiem, czy to tłumacz, czy autorka, ale samo to się nie zrobiło - używane było naprzemiennie pani Bennet i lady Jakaśtam, choć chodziło o jedną osobę. Jak już romans historyczny to trzymajmy się czegoś i skoro babka ma tytuł to używajmy go, a nie nagle wyskakuje pani Bennet i muszę się zastanawiać kto zacz, bo nijak nie kojarzę z wcześniejszych stron.
I co mnie jeszcze irytuje - no już nie będę mówić stylizacja, chociaż przeważnie jest nieudana, ale rozumiem wysiłki, które mają na celu jakoś oddać atmosferę i np. podkreślić, że - w tym konkretnym przypadku, o którym myślę - chłopi Kornwalijscy mówili gwarą, ale zachowajmy jakiś umiar.
A co konkretnie tutaj zwróciło moją uwagę szczególnie to użycie jednego słowa, tym bardziej, że pojawiło się kilkakrotnie. Sprawdziłam w słowniku języka polskiego i rzeczywiście podobno wyrazu "jucha" można używać w określeniu do osoby jako urwis, łajdak, ale są przecież inne słowa i pierwszym, przynajmniej moim, skojarzeniem, jest krew. A jeśli już się chciało nawiązać do tradycji takiego powiedzmy wyzywającego znaczenia tego słowa to już niech się pójdzie na całość i napisze "psiajucha", wtedy przynajmniej wiadomo, o co chodzi.